Kiedy opublikowałam pierwszy post o trollach i hejcie, obiecałam Wam, że jeszcze nieraz do tego tematu wrócimy. Dzisiaj chciałabym Was zachęcić do przeczytania mojej rozmowy o hejcie z psycholożką, Magdą Widłak-Langer. Magda postanowiła podjąć rękawicę i odpowiedziała na moje bardzo szczegółowe i dociekliwe pytania. Tym razem bez heheszków, prosto, konkretnie i na temat. Obraz, który wyłania się z naszej rozmowy jest naprawdę przerażający.
Magda Widłak-Langer – psycholog z zamiłowania i zawodu, patrząca na człowieka holistycznie. Zafascynowana światem relacji i komunikacji damsko-męskich, przyjacielskich, rodzinnych oraz najważniejszym obszarem relacji i komunikacji – ze samą_ym sobą. W pracy głównie wykorzystuje Terapię Akceptacji i Zaangażowania (ACT) oraz uważność (mindfulness) skupiając się na zasobach, a nie brakach klienta. Prowadzi Wirtualny Gabinet Psychologiczny (sesje on-line) przyjazny osobom LGBT+ i ich bliskim. Twórczyni wykładów i warsztatów dla rodziców, nauczycieli oraz terapeutów, współautorka książki „Lekcja Akceptacji. Poznaj. Zrozum. Zaakceptuj”, ambasadorka Lekcji Akceptacji prowadzonych przez Fundację Na Niebiesko, założycielka www.psychetee.pl Nauczycielka i miłośniczka jogi, zdrowej żywności, kotów oraz pozytywnego podejścia do życia.
Badania wykazują, że w Polsce, około 70% osób spotkało się z hejtem. Czy sprawdzono również, jaki procent dopuszcza się hejtu?
Nie znam badań, które szczegółowo by to określały. Jednak warte wspomnienia są badania przeprowadzone przez SWPS w 2012 roku. Wypowiedzi, które można określić jako hejt, stanowiły 2,5% wszystkich komentarzy w sieci. Jednak już badania przeprowadzone 7 lat później przez SWPS wraz z ARC Rynek i Opinia, wskazywały niepokojący wzrost – co trzeci dorosły internauta w Polsce, miał styczność z hejtem skierowanym wobec własnej osoby. Prawie połowa ankietowanych przyznała się do hejtu w sieci wobec innych. Widzimy zatem, że doświadczanie hejtu, niekoniecznie powoduje, że sami nie będziemy go stosować.
Kto częściej hejtuje, a kto częściej pada ofiarą hejtu? Są jakieś próby profilowania? Np. wiek, płeć, zawód…?
Badania przeprowadzone przez Agencję Badań Rynku i Opinii SW Research w 2014 r. na grupie ponad 6,5 tys. użytkowników sieci wykazały, że w Polsce częściej hejterem jest mężczyzna (53%), w wieku od 16 do 24 lat (73%), o wykształceniu średnim ogólnym (35%). Natomiast co piąty z wykształceniem wyższym, głównie zamieszkujący małe lub średniej wielkości miasta czy wsie. Najczęściej publikowanie hejterskich komentarzy występuje do kilku razy w tygodniu.
Podobne wyniki uzyskano w badaniu Uniwersytetu SWPS oraz ARC Rynek i Opinia z 2019 roku – mężczyźni częściej niż kobiety dopuszczają się hejtu. 55% z tych osób jest w wieku 15–24 lat. To osoby z wykształceniem podstawowym, średnim jak i wyższym, i równie często stosują one hejt. Kolejnym bardzo istotnym wnioskiem jest ten dotyczący hejtowanych obszarów – mężczyźni częściej dopuszczają się hejtu w odniesieniu do poglądów, zaś kobiety do wyglądu.
Z tych samych badań wynika, że hejtu najczęściej doświadcza się ze względu na: poglądy (58%), zachowanie (39%), wygląd (26%), pochodzenie społeczne lub inne cechy (4%). Hejtu można doświadczyć wszędzie, w sieci najcześciej ma to miejsce w mediach społecznościowych (Facebook, Twitter, Instagram), forach internetowych, blogach, platformie YouTube czy w grach komputerowych.
Pozostańmy w takim razie jeszcze chwilę w temacie statystyk – jak wygląda sprawa walki z hejtem za pomocą prawa? Czy dużo osób decyduje się na przykład zgłosić sprawę na policję?
Sprawca hejtu jest karany z urzędu wtedy, gdy obraża kogoś ze względu na przynależność etniczną, religijną, narodową lub bezwyznaniowość. Prawnik Teresa Gardocka wspomina, że „Kiedy hejt jest pochwalaniem ustrojów totalitarnych, kiedy jest nawoływaniem do popełnienia przestępstwa jakiegokolwiek, kiedy jest zniewagą tych wyodrębnionych grup wtedy jest ścigany przez prokuratora.” We wszystkich innych przypadkach, konieczne jest założenie sprawy z powództwa cywilnego.
Niestety w Polsce hejt zgłaszany jest bardzo rzadko. Najprawdopodobniej wynika to z niskiego stopnia egzekucji, jak i ogromnego przyzwolenia na hejt, który zaprezentował nawet obecny Prezydent RP mówiąc o tym, że „LGBT to nie są ludzie, to ideologia”.
Najczęściej o hejcie mówimy bliskim lub specjalistom_kom, z którymi jesteśmy w kontakcie, jak psycholog_żka czy terapeuta_ka (jeśli w ogóle komukolwiek), natomiast znacznie rzadziej podejmujemy jakiekolwiek działania na drodze prawnej. Weronika Puszkar (dziennikarka Polskiego Radia) rozmawiając z Edytą Adamus z Wydziału Komunikacji społecznej Komendy Stołecznej Policji uzyskała informację, że „w Warszawie w 2018 roku z tzw. przestępstw z nienawiści odnotowaliśmy 230 postępowań przygotowawczych i są to przestępstwa motywowane nienawiścią.”
Czy hejterzy zdają sobie w ogóle sprawę, że to co robią nie jest… zdrowe?
Tutaj odpowiem jak większość psychologów_żek – to zależy. W przypadku nastolatków świadomość tego działania, może być inna niż w przypadku osób dorosłych. Wynika to chociażby z rozwoju mózgu – w okresie dojrzewania mózg człowieka nie jest jeszcze w pełni rozwinięty. Według niektórych badaczy rozwój mózgu trwa do 24-25 roku życia, natomiast inni twierdzą, że ten czas może trwać nawet do 28-30 roku życia.
O co chodzi z rozwojem mózgu? U nastolatków wciąż rozwija się kora przedczołowa, która odpowiada za kontrolę emocji, stosowanie się do ogólnie przyjętych norm i zasad społecznych. To między innymi dlatego najczęściej wszelkiego rodzaju eksperymenty, w tym z substancjami i na tle seksualnym, mają miejsce między 13-25 rokiem życia.
Ze względu na ciągły rozwój mózgu u nastolatków, są one znacznie bardziej impulsywne i mają mniej dystansu do siebie. To powoduje, że znacznie trudniej jest im powstrzymać swoje działania, ekspresję emocji (nawet jeśli jest szkodliwa dla nich i innych). Wiek ten,zazwyczaj wiąże się z ogromną potrzebą bycia lubianym i akceptowanym – jeśli hejt zapewnia nastolatkom akceptację i „podnosi ich wartość” w oczach rówieśników, nie działanie w ten sposób może być ekstremalnie trudne. Dlatego nawet jeśli zdają sobie sprawę z tego, że swoim działaniem wyrządzają krzywdę, ich potrzeba akceptacji może być tak wysoka, że pomimo tego, będą podejmować takowe działania. W taki oto sposób, nastolatki wiedząc co czynią, mogą stać się hejterami, choć w gruncie rzeczy wcale tego nie chcą – celem nie jest hejt sam w sobie, lecz spełnienie potrzeb (akceptacji, bycia lubianym_ą, zauważonym_ą, docenionym_ą).
Mogłoby się zatem wydawać, że znacznie rzadziej hejtują osoby dorosłe, szczególnie te po trzydziestym roku życia. Jednak z badań Uniwersytetu SWPS oraz ARC Rynek i Opinia z 2019 roku wiemy, że nie jest to prawda. Jedynie motywacja może być inna, bowiem w przypadku osób dorosłych działania te niekoniecznie wynikają z chęci bycia akceptowanym czy lubianym w grupie rówieśniczej.
Kolejną bardzo interesującą obserwacją jest ta dotycząca percepcji hejtu. Dla pokolenia urodzonego po 2000 roku, hejt jest częścią internetowego ekosystemu. Zatem internet bez hejtu, nie istnieje. Często jest on bagatelizowany, nie traktowany jako problem, a jako coś, co jest – trochę tak jak z podejściem do podatków, trzeba je płacić i tyle, nawet jeśli się z tym systemem nie zgadzamy. I tak, hejt dla tego pokolenia nierzadko jest po prostu czymś, co występuje. Robią to wszyscy, a skoro wszyscy, to ja też mogę. Tutaj zamyka się to koło hejtu. Dlatego edukacja dotycząca świata emocjonalnego jest tak ważna – słowa, nawet od nieznajomych osób mogą bardzo ranić, szczególnie gdy je otrzymujemy w trudnym momencie życia.
Hejt sam w sobie wcale nie jest nowym zjawiskiem, nawet ten w sieci. Jednak od niedawna mówi się o jego konsekwencjach. Wielu hejterów skazanych za takie działania np. w USA mówi o tym, że to były jedynie żarty, a celem hejtu nie było skrzywdzenie drugiego człowieka. To wskazuje, jak bardzo brakuje nam empatii i wyobraźni, wykluczając założenie, że jest to jedynie tłumaczenie na potrzeby obniżenia wyroku sądowego.
Niestety, komercjalizacja hejtu to kolejna cegiełka do hejterskiego muru. Ze względu na komercjalizację tego zjawiska, zatrudnia się osoby, których głównym celem jest hejtowanie w celu ośmieszenia osoby/firmy, obniżenia jej konkurencyjności, zdyskredytowania. Scenariusz niczym z filmu „Hejter” Jana Komasy. Niestety najpierw był hejt (ten niesprofesjonalizowany, a klasyczny), a dopiero potem powstał scenariusz.
„Profesjonalni hejterzy” mają inny stosunek do hejtu – mniej emocjonalny, traktują go jako pracę, mają zatem do niego więcej dystansu, często tłumacząc się tym, że „muszą z czegoś żyć”. Zazwyczaj decydują się na te zlecenia, które dają najwięcej korzyści. Obecnie zjawisko „profesjonalizacji hejtingu” jest przedmiotem badań naukowych.
A czy bywają trolle, które dobrowolnie zgłaszają się po pomoc profesjonalisty?
To się zdarza, jednak mam wrażenie, że znacznie rzadziej niż w przypadku, kiedy doświadcza się hejtu. Sama w swojej praktyce raczej spotykam się z osobami, którym trudno jest ze względu na doświadczanie hejtu, niż jego stosowanie. Mam wrażenie, że nawet te osoby, które stosują hejt, szukając pomocy u specjalisty_ki, podają zupełnie inną przyczynę. Nie widzą zatem tego, że hejt może być czynnikiem wyzwalającym określone emocje czy myśli u nich samych.
Co właściwie napędza hejterów niesprofesjonalizowanych? Przecież niektóre trolle na dręczenie swoich ofiar przeznaczają ogromne nakłady energii – skąd tyle motywacji? I co chcą poprzez hejt osiągnąć? Wspominałaś o potrzebie akceptacji wśród osób młodych, ale co z resztą?
To prawda – hejtowanie to bardzo obciążające działanie, pożera mnóstwo naszych zasobów, nie tylko energię – czas, zaangażowanie, wiedzę i pamięć (kojarzenie pewnych wątków, łączenie faktów, bieżące pozyskiwanie informacji o danej osobie/firmie).
Stereotypowo hejter to osoba młoda, sfrustrowana i nieszczęśliwa, która poprzez hejt „wylewa” te emocje, niezadowolenie. I to jest jeden obraz hejtera, jest także drugi, który ukazuje bardzo aktywnego, agresywnego hejtera, będącego w życiu poza siecią osobą spokojną, wycofaną, po której nikt nie spodziewałby się takiego zachowania.
Cele hejtera są bardzo różne, czasami rzeczywiście chce ranić, bo czerpie z tego przyjemność. Jednak nierzadko, krzywdzenie innych jest środkiem do osiągnięcia innego celu – bycia zauważonym, docenionym przez innych, postrzeganym jako postać odważna, a być może nawet stania się kimś popularnym, znanym.
Kto jest właściwie adresatem hejtu? Bardzo mnie to zastanawia, bo przecież trollując znane osoby, hejterzy nie mogą się spodziewać, że ich komentarze do tych osób dotrą. Za dużo tego wszystkiego. Czy właśnie nie jest tak, że hejt jest jakąś formą poszukiwania poklasku wśród innych użytkowników sieci, bardziej niż chęcią urażenia uczuć konkretnej osoby?
Mam wrażenie, że w tej sytuacji warto się skupić na tym „co” hejtuje hejter, a nie „kogo”. Ten drugi czynnik może być drugorzędny, bo jak już wcześniej wspomniałam, sondaże przeprowadzone przez Uniwersytet SWPS i ARC Rynek i Opinia pokazały, że hejterzy najczęściej hejtują ze względu na poglądy (aż 58%), zachowanie (39%), wygląd (26%), pochodzenie społeczne czy inne cechy (4%).
Zatem okazuje się, że to, kto jest hejtowany może mieć mniejsze znaczenie, niż poglądy jakie przedstawia czy też zachowania jakie prezentuje. Dlatego osoby, których poglądy i działania nie płyną zgodnie z nurtem większości (np. dotyczące in vitro, antynatalizmu, weganizmu, atrakcyjności fizycznej itp.) są szczególnie narażone na hejt.
Widać to chociażby na przykładzie europosłanki Sylwii Spurek (prowadzącej profil na instagramie @spureksylwia), Magdaleny Jutrzenki (prowadzącej profil na instagramie @lekarka_na_roslinach), Kaii Szulczewskiej (prowadzącej profil @cialopozytyw_polska) czy Mai Staśko (prowadzącej profil @majakstasko).
Inną sprawą jest „prowadzenie dyskusji” w komentarzach, które opierają się na wzajemnym ripostowaniu, na zasadzie „kto komu bardziej dowali”. To jest swego rodzaju forma prześcigania się, „chwalenia” swoją kreatywnością i refleksem – szkoda, że użytymi w kompletnie nieużyteczny, a wręcz krzywdzący sposób. Myślę, że ten potencjał kreatywności i refleksu czy też pomysłowości, można by wykorzystać w znacznie bardziej wartościowy sposób. Jednak ten sposób jest znacznie mniej „widowiskowy”.
Czy w takim razie, rozróżniając na podstawie motywacji, adresatów i innych cech, możemy wyodrębnić różne typy trolli? Troll-sadysta, troll-narcyz…?
Można się tutaj odnieść do pewnej koncepcji psychologów D. Paulhusa i K. Williamsa (2002), zwanej „Mroczną Triadą”. Dotyczy ona trzech awersyjnych i niepożądanych cech osobowości: psychopatii, narcyzmu oraz makiawelizmu. Co ważne, wszystkie te cechy, mogą się na siebie wzajemnie nakładać.
- Psychopatię charakteryzuje głównie tendencja do impulsywnych i antyspołecznych zachowań, a także co bardzo ważne – brak poczucia winy.
- Narcyzm charakteryzuje poczucie uprzywilejowania, bycia lepszym, przekonanie o własnej wyższości nad innymi.
- Makiawelizm można rozpoznać po cynizmie, oszustwach oraz manipulacji; wszystkie są nastawione na osiągnięcie własnych korzyści.
Wszystkie te cechy łączy ogólny egocentryzm, skłonność do wykorzystywania innych a także niski poziom empatii, rasizm, obniżony poziom samokontroli, tendencja do angażowania się w nieproduktywne działania w pracy.
Cechy te mogą także współwystępować z sadyzmem, rozumianym jako czerpanie przyjemności z czyjegoś cierpienia. Badania naukowe prowadzone w ostatnich latach wskazują na korelację koncepcji „Mrocznej Triady” z cechami osobowości sprawców cyberbullyingu.
Jednak samo profilowanie sprawcy hejtu nie jest takie proste, ponieważ sprawców bada się zbyt krótko i jest to skomplikowany temat. Jednoznacznie wynika jednak z badań, że niezależnie od przewagi pewnych cech jesteśmy w stanie, nawet jeśli rzadko i wybiórczo to jednak, podejmować się działań, które są ewidentnie krzywdzące dla innych. I niestety nie działa to tak jak wiele osób sądzi, że złe rzeczy robi zły człowiek. Jest to znacznie bardziej skomplikowane.
Złożoność tego pokazał słynny eksperyment P. Zimbardo w którym uczestniczyło 18 studentów-ochotników. Podzielono ich na dwie grupy – strażników i osadzonych. Zgodnie z przydzielonymi rolami, osadzonych zamknięto w pomieszczeniach będących prowizorycznym więzieniem (które zaaranżowano w uniwersyteckiej piwnicy), zaś strażnicy zajmowali się przestrzeganiem dyscypliny. Eksperyment nie trwał nawet tydzień, gdy został przerwany, ponieważ studenci będący w roli strażników tak bardzo się w nią wcielili, że stali się niebezpieczni. Eksperyment ten pokazał, że wystarczy nadać ludziom określoną rolę i idące za nią przywileje, władzę by znacząco wpływać na ich zachowanie. Nawet kiedy jest to jedynie eksperyment (o czym osoby badane wiedzą), a nie realna sytuacja życiowa. Podobnie może się dziać w przypadku hejterów – wchodzenie w pewną rolę, może prowadzić do silnej identyfikacji, co wpływa na podejmowane decyzje i zachowania.
Mówisz o identyfikacji, o korzyściach… A jeśli przyjmiemy założenie, że hejterzy to nieszczęśliwi ludzie – czy faktycznie hejtowanie pozwala im, chociaż na chwilę, poczuć się lepiej?
Iluzorycznie, początkowo tak – wtedy, kiedy jest poczucie satysfakcji lub pojawia się docenienie ze strony innych. Jednak jest to bardzo krótkotrwałe i raczej daje poczucie zadowolenia, satysfakcji niż szczęścia. Badania wskazują, że mamy bardzo duży wpływ na to czy będziemy szczęśliwi czy nie – nie jest to bowiem coś z czym się rodzimy, a coś nad czym pracujemy w ciągu życia.
W innych badaniach które rozpoczęto w 1938 roku, regularnie pytano osoby badane „Co jest dla ciebie sensem życia i źródłem szczęścia?” Odpowiedzi nie były szczególnie zaskakujące – wśród osób w przedziale wiekowym 20-30 lat, wskazywane były pieniądze i słowa (uznanie), zaś wśród osób 40+ były to relacje z ludźmi i nie uległo to zmianie wraz z procesem starzenia. Okazuje się zatem, że to relacje i ich jakość, wpływają na szczęcie.
Spójrzmy na drugą stronę “barykady”. Co mogą odczuwać ofiary hejtu? Jakie reakcje na hejt są najczęściej spotykane?
To szalenie indywidualne, a wachlarz odczuć jest właściwie nieograniczony. Jednak to co zazwyczaj jest klamrą łączącą je wszystkie, to bezsilność, lęk, poczucie zagrożenia, często pojawia się także niechęć do życia.
Każde z tych odczuć, może pociągać za sobą pewne zachowania – zarówno w kierunku aktywacji jak i bierności. Zatem może prowadzić do nadużywania substancji (jedzenie, leki, alkohol, narkotyki), samookaleczeń, prób samobójczych, jak również do działań skierowanych na bierność – zaprzestanie wychodzenia z domu, do pracy, na uczelnię, ograniczanie kontaktów z ludźmi zarówno offline jak i online, uciekanie w sen – często po to by nie czuć, nie doświadczać, nie konfrontować się. Wydaje się, że działania nastawione na bierność są mniej niebezpieczne, jednak wszystko zależy od intensywności i długości ich występowania. W konsekwencji bierność, może prowadzić do myśli i prób samobójczych.
Warto, by każda hejtująca osoba wiedziała o tym, że za hejtem kryje się odpowiedzialność za zdrowie i życie tych, których hejtują. To co mówimy, nawet jeżeli teoretycznie jest to :jedynie aluzja”, a nie konkretne słowa skierowane bezpośrednio do konkretnej osoby, nie trafiają w próżnię. Ponadto, nigdy nie mamy wglądu w życie danej osoby – to co aktualnie przeżywa, stan zdrowia psychicznego i fizycznego, zazwyczaj nie znamy także traum/doświadczeń z przeszłości tej osoby. Zatem tym bardziej ważenie słów, również w sieci, ma znaczenie.
Wspomniałaś o próbach samobójczych, porozmawiajmy zatem o najbardziej drastycznych scenariuszach. Czy częste są przypadki, kiedy ofiary hejtu odnoszą długotrwały uszczerbek na zdrowiu psychicznym, decydują się na kompletne odcięcie od świata, albo wręcz popełniają samobójstwo?
Takich przypadków jest bardzo wiele – zarówno w odniesieniu do hejtu, który odbywał się w życiu offline, jak i wówczas, gdy zaczął się i trwał w świecie wirtualnym, a prześladowcy byli nieznani dla osoby prześladowanej.
W Polsce jest to przykład Dominika w Bieżunia, który popełnił samobójstwo po tym, jak był atakowany w szkole oraz świecie wirtualnym.
Podobny przykład to próba samobójcza Julii Pelc – na skutek obraźliwych słów, które mówiono na jej temat, po tym jak udostępniono jej półnagie/nagie zdjęcia, bez jej zgody.
Inny przykład, to Lee MacMillan, prowadząca profil na Instagramie i konto na YouTube, która zmagała się z chorobą psychiczną i ogromnym hejtem po tym, jak wraz ze swoim partnerem, oficjalnie ogłosiła rozstanie, a jakiś czas później przedstawiła w mediach społecznościowych swojego nowego partnera. Ojciec Lee powiedział, że wszyscy, którzy ją hejtowali i zastraszali są winni temu, że dokonała próby samobójczej, skutecznie.
Tych przypadków jest znacznie więcej, tylko niestety często bliscy osoby doświadczającej hejtu nie wiedzą o tym, że przyczyną pewnych stanów czy decyzji jest hejt. Z drugiej strony, bardzo często w danych medycznych, jako przyczynę śmierci podaje się np. „wielonarządowe uszkodzenie ciała”, a nie samobójstwo. Mamy zatem do czynienia z luką w danych dotyczących śmierci samobójczej w Polsce.
Nawiązując do Lee MacMillan, co sądzisz o stwierdzeniu, że osoby, które decydują się na obecność medialną muszą liczyć się z tym, że wiązać się będzie ona z hejtem? Czy godzenie się na hejt to cena, którą trzeba zapłacić za tzw. sławę?
Z jednej strony to prawda, że zostając osobami publicznymi (z wyboru lub nie), ryzyko doświadczania hejtu jest znacznie większe. Jednak nie może to być usprawiedliwieniem dopuszczania się hejtu przez innych. To klasyczne przerzucenie odpowiedzialności na osoby publiczne, za działania osób dopuszczających się hejtu, których najczęściej nawet nie znają.
Cena jaką płacą osoby publiczne za hejt wynika z tego, że niewiele się robi w tym obszarze – nie jest to dobrze zbadany temat, bo na naukę w Polsce wydaje się niewiele środków, nie jest to prawnie aktualizowany temat – bo obszar prawa w ogóle nie nadąża za rzeczywistością, inny obszar to egzekucja – jest mizerna i rzadka, nawet po udowodnieniu działań sprawcy. To wszystko powoduje, że sprawcy hejtu czują się bezkarni, a osoby które go doświadczają bezradne i nie chronione żadnym prawem.
Zatem nie – to nie jest kwestia tego, że osoby publiczne wiedziały na co się godzą. To jest kwestia tego, że każdy nasz czyn i każde nasze słowo, coś wnosi – albo coś wartościowego, dobrego albo coś degradującego. Każdy z nas wnosi coś w społeczeństwo, warto zastanowić się nad tym co to jest i czy jesteśmy z tego zadowoleni, a przede wszystkim czy to samo chcielibyśmy otrzymać od innych.
Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Mam nadzieję, że im częściej będziemy o tym zjawisku głośno mówić, tym więcej osób postanowi z nim walczyć. Pierwszym krokiem powinno być obalenie społecznego przyzwolenia na hejt.
Was z kolei bardzo zachęcam do wirtualnych odwiedzin u Magdy – na blogu i na Instagramie. Na tym ostatnim Magda zgodziła się odpowiedzieć dziś na Wasze pytania związane z hejtem. Piszcie śmiało!
Chciałabym powiedzieć, że to świetna rozmowa: wyważona, merytoryczna i taka jest, ale po jej przeczytaniu jestem przerażona. Staram się trzymać z dala od toksycznych ludzi, może dlatego nie zdawałam sobie sprawy ze skali hejtu. Jak bardzo nieszczęśliwym człowiekiem trzeba być, żeby karmić się cudzym nieszczęściem i jak bardzo krótkowzrocznym, żeby nie widzieć tego nieszczęścia.
Zobaczcie jak wielka dyskusja wypływa zawsze przy temacie depresji – czy innej choroby psychicznej. Zaraz pojawiają się komentarze, że „to z braku zajęcia”, „potrzeby atencji”, „w dupie się z dobrobytu przewraca”. Nie wsparcie, tylko dowalenie komuś, kto już i tak siedzi w dołku. Jaki się wylał hejt na Janinę Bąk, kiedy opowiedziała o swojej chorobie. Jak teraz huczy internet na temat różowych skrzyneczek i ubóstwa menstruacyjnego – i znów: nie ze wsparciem, nie z pomysłem przrciwdziałania ubóstwu, tylko z hejtem.
Przeraża mnie taki świat. Dzięki za ten wywiad, za przeciwdziałanie złu 💚
Hejt na Janinę przeraził mnie podwójnie, zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, wywiad miał służyć normalizacji chorób i co za tym idzie, przeciwdziałać stygmatyzacji i hejtowaniu osób chorych. A te wszystkie komentarze dotyczące walki z ubóstwem menstruacyjnym to jest już DNO DNA I KILOMETRY RADIOAKTYWNEGO MUŁU! Obrzydliwość.
Chciałabym mieć moc przeciwdziałania złu. Chciałabym być jak Czarodziejka z Księżyca, krzyknąć Starlight Honeymoon Therapy Kiss, machnąć księżycowym berłem po trollowych łbach i odłączyć im internety. Niestety, to nie manga 🙁
A szkoda, bo ja bym przywdziała ciut dłuższą spódniczkę, złapała za swoją różdżkę i waliłabym ich po głowach z równym zapałem!