Prawda, że wymyśliłam bardzo poetycki tytuł? Pewnie coś w stylu “Muzułmańska niewolnica”, albo “Żona mahometanina” byłoby lepszym click baitem, ale to nie moje klimaty.
Zanim zaczniemy – autorką przepięknych obrazów z kaligrafią, które znajdziecie w tym poście, jest nikt inny, jak moja najmłodsza szwagierka, Fahra. Mówiłam, że jest zdolna! A maluje raptem od tegorocznego Ramadanu…
Dzisiaj postaram się zaspokoić Waszą ciekawość, którą tak bezczelnie zignorowałam w poprzednim poście i odpowiedzieć na pytanie, jak to jest z tym islamem. Od razu zaznaczam, że nie jestem teolożką. Na pewno wiem o tej religii znacznie więcej niż przeciętny Polak i prawdopodobnie ciut więcej niż na przykład inne dziewczyny, które związały się z muzułmanami. Dlaczego? Jak już kiedyś wspominałam, moja praca magisterska, napisana dla Uniwersytetu im. Karola III w Madrycie traktowała o problemach muzułmanek mieszkających w Polsce i w Hiszpanii. Siłą rzeczy musiałam spędzić wiele godzin w bibliotece i na wykładach w madryckim centrum kultury muzułmańskiej, studiując wszystkie dostępne materiały dotyczące praw człowieka, a w szczególności praw kobiet w islamie, a także konsultując wszelkie niejasności ze specjalistami w tej dziedzinie. Nie czyni to jednak ze mnie ekspertki, dlatego bardzo proszę, żebyście brali poprawkę na wszelkie podawane przeze mnie informacje na temat tej religii. Celem tego wpisu nie jest przedstawienie islamu, tylko zastanowienie się, czy to, że wżeniłam się do rodziny muzułmańskiej, a nie np. katolickiej, ma jakikolwiek wpływ na moje życie. Pozytywny, lub negatywny.
Mąż muzułmanin
Tyle tytułem wstępu. A na dobry początek zajmijmy się moim “mężem muzułmaninem”, bo przecież to z nim brałam ślub – z jego rodziną, gdybym nie chciała, nie musiałabym nawet utrzymywać kontaktów. Jak już wiecie, moje życie to nie powieść jednej z najbardziej poczytnych autorki książek o uciśnionych arabskich żonach. Mój mąż mnie nie bije, nie każe mi zakrywać włosów, nie namawia na przyjęcie islamu, nie ma problemu z wypuszczaniem mnie samej z domu, nie sprowadza nam do domu kolejnych żon. Nuda, prawda? Do tego jeszcze wie o mojej “pisarskiej” działalności i nawet ją wspiera. I to mnie małżeństwo umożliwiło ubieganie się o wizę, a nie na odwrót. Wydaje mi się, że to wszystkie główne stereotypy, jeśli coś jeszcze przychodzi Wam do głowy, śmiało piszcie.
A teraz konkrety. Mój mąż posiada dosyć imponującą wiedzę na temat swojej religii, z moich obserwacji wynika, że jest wierzący, ale… kompletnie niepraktykujący. Sam o sobie mówi, że jedyne, co jeszcze świadczy o tym, że jest muzułmaninem, to fakt, że nie je wieprzowiny. Wiele lat temu, kiedy dopiero go poznawałam, chodził czasami do meczetu, kiedyś podobno pościł podczas ramadanu. Na przestrzeni lat to się zmieniło i szczerze mam nadzieję, że to nie z mojej winy. Nigdy nie namawiał mnie też do zmiany wiary, ale ewidentnie zależało mu na tym, żebym dowiedziała się więcej o jego religii i dzięki temu pozbyła się hodowanych przez polskie media uprzedzeń. Nie oznacza to, że przedstawiał mi swoją wiarę tylko w pozytywnym świetle. Od początku zaznaczał, że sama religia to jedno, a to, w jaki sposób jest interpretowana, nauczana i wykorzystywana, to zupełnie inna kwestia.
Kobieta w islamie
I rzeczywiście, gdyby spojrzeć na islam bez całej zbudowanej wokół niego złowrogiej konstrukcji, można z zaskoczeniem przyznać, że jest to jedna z najrozsądniej sformułowanych religii. W dodatku, co może Was bardzo zszokować, jako jedna z nielicznych doktryn mówi o prawach kobiety. Nie chcę się tu rozpisywać, jak już wspominałam, nie o tym jest ten post, ale pozwólcie, że podam jeden przykład: islam daje kobietom prawo do edukacji i do czynnego udziału w życiu politycznym (od samego początku mogą nie tylko głosować, ale też pełnić rolę przywódców politycznych) – przypominam, że w Polsce prawa wyborcze kobiety uzyskały w 1918 roku – sporo ponad tysiąc lat później. Dlatego, jeśli mamy sądzić o stosunku mężczyzn do kobiet tylko i wyłącznie na podstawie wyznawanej przez nich religii, można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie muzułmanów religia uczy największego szacunku do kobiet.
Oczywiście, w praktyce bywa różnie. Podkreślam tylko po raz kolejny, że nie wynika to z religii, a ze środowiska i sposobu wychowania. W rodzinie mojego męża od zawsze było wiele silnych, charyzmatycznych i niezależnych kobiet. Ukochana mama mojej Teściowej była znaną działaczką społeczną walczącą o prawa kobiet, podobno mężczyźni, którzy mieli cokolwiek za uszami truchleli na jej widok. Książę wychowywany przez tak inspirujące kobiety nie mógł wyrosnąć na kogoś, kto płci pięknej nie szanuje. Natomiast chłopcy, którzy dorastali w tym samym kraju, nawet pochodzący z tej samej warstwy społecznej, ale obserwujący codziennie, jak ich ojciec bije i poniża matkę, nierzadko powołując się na prawa nadane mu przez Allaha, nie będą zastanawiali się nad tym, czy to słuszne. Podobnie jak w Polsce, w Pakistanie patologia zdarza się wszędzie, nie tylko w najbiedniejszym i niewykształconym środowisku.
Love her, but leave her wild
Mieszkając, czy w ogóle będąc w związku z moim mężem kwestie tego co haram, a co halal nie spędzają mi snu z powiek. Największą trudnością jest chyba dopytywanie na polskich weselach, co kryje się pod tą panierką – kurczak? Krówka? Świnka? Jak nie świnka, to dobrze, nawet jeśli to inne biedne zwierzątko nie pochodzi z uboju rytualnego*. Inna sprawa, że zwykle nikt nie wie, co dokładnie wylądowało na weselnym stole. Z alkoholem również nie ma problemów, mój mąż ma mocniejszą głowę, niż niejeden zaprawiony w bojach bywalec polskich imprez. Dopóki nie jesteśmy w Pakistanie, Księcia nie stresują również dekolty w moich kreacjach. W pewnym momencie w pierwszych latach naszej znajomości wyraził wątpliwości, czy aby na pewno muszę na Facebooku publikować swoje zdjęcia w bikini i zasygnalizował, że w sumie wolałby, żebym nie występowała na pokazach tańca brzucha. Do zdjęć w bikini przywiązana nie byłam, usunęłam (a Książę od jakiegoś czasu ma już gdzieś co pomyślą jego znajomi i rodzina), natomiast próbę ograniczenia moich występów tanecznych wyśmiałam. Krótko po tym dostałam od niego przepiękny strój do tańca. Mój mąż nie czytuje poezji Atticusa, ale widać podświadomie zgodził się z najsłynniejszym attikusowym cytatem. Nie próbuje mnie zmieniać bardziej, niż ma to miejsce w jakiejkolwiek innej, zdrowej relacji. Bo przecież zawsze, choćby nie zdając sobie z tego sprawy, staramy się drugą osobę w jakiś sposób podporządkować własnym upodobaniom. I tak na przykład przez niego przestałam rzucać w złości przedmiotami. Jak to osiągnął? Kiedy widział, że zaczynam się wściekać, podawał mi puste plastikowe butelki. Próbowaliście kiedyś wyładować złość rzucając pustą plastikową butelkę? Niewiele bardziej satysfakcjonujące niż rzucanie jednorazowej chusteczki.
* Gdybym pisała książkę, a nie blog, to byłby przypis dolny. Zakładam, że nie wszyscy znają pojęcie uboju rytualnego, niekoniecznie wiedzą też co to znaczy, że mięso (albo cokolwiek innego, na przykład żelki) jest halal, o co chodzi z haram i tak dalej. W bardzo dużym uproszczeniu halal oznacza rzeczy dozwolone, a haram zabronione. W uproszczeniu, ponieważ halal ma swoje podkategorie, dzielące halal na rzeczy wręcz obowiązkowe, zalecane, neutralne i dozwolone, chociaż wybitnie niewskazane, które w nadmiarze mogą prowadzić do grzechu. Z rzeczami haram jest prościej, są zakazane i już – nie można z nimi negocjować. Do rzeczy haram należy na przykład picie alkoholu – co ciekawe, na początku istnienia Islamu zakaz picia alkoholu był wprowadzany stopniowo, prawdopodobnie po to, żeby nie spotkać się z natychmiastowym sprzeciwem rozalkoholizowanych wyznawców i nie powodować szoku w rozpitych organizmach. Idąc dalej tropem restrykcji konsumpcyjnych, haram jest też na przykład jedzenie stworów, które mogą żyć i w wodzie i na lądzie – takie żaby. Haram jest jedzenie zwierząt, które jedzą mięso (świnki, pieski)… I oczywiście haram jest spożywanie krwi, co zaraz wyjaśnię. Gros tych zakazów wynika całkiem pragmatycznie z ryzyka zachorowań – wszyscy widzimy, co się dzieje, kiedy ludzie zaczynają jeść nietoperze (tak wiem, to nie jest potwierdzone).
Słowo halal ludziom z Zachodu (a szczególnie tym mieszkających w krajach, gdzie istnieją społeczności muzułmańskie) kojarzy się z arabskimi sklepami mięsnymi, a nowojorczykom z małymi mobilnymi budkami na ulicy, w których można kupić tani lunch w rodzaju mięsa z ryżem, lub falafla (w jednej z takich budek na Brooklynie, na 86 ulicy jadłam chyba najlepszego falafla w życiu!). O co tak naprawdę chodzi? O krwawy ubój rytualny. Rytualny w tym wypadku nie oznacza składania zwierząt w ofierze, tylko o ubój zgodny z wytycznymi islamu. Co ciekawe, muzułmanie naprawdę wierzą, że zabijane w ten sposób zwierzę nie cierpi. Jak to wygląda w praktyce? Zabijane zwierzę musi być zwrócone w stronę Mekki, uboju musi dokonać muzułmanin wypowiadający w chwili zabijania formułę “bismillah” (w imię Allaha miłosiernego litościwego, jest to formuła, która rozpoczyna prawie każdą surę Koranu, a przy tym jest wypowiadana przez muzułmanów zawsze wtedy, kiedy rozpoczynają coś ważnego – Książę zaleca wypowiadać “bismilę” przez każdą podróżą samochodem, szczególnie w Pakistanie!) i wreszcie, zabić zwierzę poprzez uszkodzenie tętnicy szyjnej, co powoduje, że zwierzę się wykrwawia (mięso niewykrwawione jest haram – znowuż, wynika to głównie z potencjalnych zachorowań powodowanych spożyciem krwi, kaszanka jest więc jak widzicie podwójnie, a wręcz potrójnie haram, polscy boży bojownicy mogą więc ją śmiało umieszczać w swoich herbach).
Oczywiście nie zgadzam się z tym, że zwierzę zabite w ten sposób nie cierpi. Zwłaszcza, że od podcięcia gardła do śmierci zwierzęcia mija trochę czasu. Sama, jak już pewnie wiecie nie jem mięsa i jestem przeciwna zabijaniu zwierząt. Nie zamierzam też bronić uboju rytualnego, ale chciałabym zwrócić Waszą uwagę na dwie kwestie: po pierwsze, w czasach, kiedy Koran został “objawiony” w społecznościach arabskich plemion panowały dość specyficzne zwyczaje, jeśli chodzi np. o traktowanie kobiet (dlatego islam w tamtych czasach stanowił wręcz emancypację płci pięknej), a tym bardziej zwierząt. Nikt nie przykładał wagi do tego, czy zwierzę podczas zabijania cierpi – biorąc pod uwagę dostępne metody uboju, metoda narzucona przez islam rzeczywiście była najbardziej humanitarna. Drugą bardzo ważną kwestią jest to, co de facto dzieje się w zwykłych ubojniach na całym świecie. I to nie są odosobnione przypadki. Być może oglądaliście kiedyś nagrania pokazujące, jak potwory pracujące w tych miejscach znęcają się nad zwierzętami – my, cywilizowani ludzie Zachodu przymykamy oko na bestialskie traktowanie zwierząt przez ludzi (???), którzy dopuszczają się w stosunku do świnek i krówek największego bestialstwa, ale krytykujemy ubój rytualny. Jest takie słowo, też na h, jak halal i haram… A! Hipokryzja. Nie zamierzam nikogo przekonywać do zmiany diety, ale jak zawsze, nakłaniam do refleksji. Z tego co wiem, nie ma w pełni humanitarnego sposobu na zabicie zwierzęcia, podobnie jak nie ma humanitarnego sposobu na wykonanie kary śmierci.
No dobrze, byłby to bardzo, ale to bardzo długi przypis. I bardzo krwawy. Wróćmy do tematów wdzięczniejszych i mniej smutnych. Skończyliśmy na “muzułmańskości” mojego męża.
A co z resztą rodziny?
Tu sprawa wygląda trochę inaczej. Skłamałabym mówiąc, że przy mamie i siostrach księcia jestem w pełni sobą. Nie jestem. Staram się nie przeklinać. Ubieram się tak, żeby nie sprawić Teściowej przykrości (w momencie kiedy to piszę, jest 28 stopni, a my zaraz wybieramy się do niej w odwiedziny. Nie założę szortów i wydekoltowanej bluzki, założę cieniutkie szarawary i koszulkę – bez rękawów, nie zabudowaną pod szyję, ale jednak nie taką, jaką bym założyła, gdybym szła po prostu do sklepu.), nie piję przy niej alkoholu (mój mąż również nie, chociaż Teściowa doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że obydwoje pijemy), nie obściskuję się z moim mężem. Kiedy Fahra skończy w sierpniu 21 lat, nie zabiorę jej na szaloną imprezę do klubu i nie wleję w nią kilku litrów tequili. Kiedy będziemy organizowały Marii wieczór panieński, będę musiała się ugryźć w język, żeby nie rzucić jakiegoś beznadziejnego żartu na temat zamawiania striptizera.
Brzmi jak jakiegoś rodzaju wyrzeczenie, ale jeśli się nad tym zastanowić – nie muszę tego robić. Robię to z szacunku do Teściowej i żeby nie stresować męża tym, że moglibyśmy sprawić jego mamie przykrość. Oczywiście, że nie zmieniłaby swojego stosunku do mnie widząc mnie w szortach, ale skoro tak niewiele mnie kosztuje założenie dłuższych spodni, to po co? Żeby coś komuś udowodnić? Pamiętam, jak pojechałyśmy z Kiran na wyprzedaż Marchessy – miałam obsesję na punkcie jednej sukienki. Nawet ją znalazłyśmy, ale i tak przekraczała budżet, który sobie wyznaczyłam. Później rozmawiałyśmy o tej wyprzedaży (kiedyś Wam opowiem, jak wyglądają sample sales w Nowym Jorku – to walka o życie!) w domu Teściowej, pokazywałam zdjęcie (sukienka była bardzo głęboko wydekoltowana), Teściowa stwierdziła, że powinnam była ją kupić, przecież jest przepiękna, a w ogóle, to ona może poprosić, żeby w Pakistanie zrobili dla mnie taki materiał i przecież mogę dać krawcowej do uszycia. Nie było ani słowa o tym, że sukienka jest zbyt wyzywająca. Nie muszę “testować” reakcji Teściowej, ani robić czegoś niezgodnego z jej przekonaniami, tylko po to, żeby udowodnić, że mogę. Wszyscy doskonale o tym wiemy. Dlatego w jej domu i w jej towarzystwie, staram się “być halal”.
Poza tym, mało znam osób, które są naprawdę sobą przy rodzinie ukochanej osoby. Nawet jeśli nie lubimy na przykład, stereotypowo, teściowej, to w dbałości o zachowanie w miarę poprawnych relacji, nie odpyskujemy, nie powiemy, żeby się odczepiła i pilnowała własnego nosa. Pozostając przy anatomicznych metaforach, kulimy uszy po sobie i wolimy przemilczeć temat. A podczas pierwszego spotkania? Chowamy tatuaże, wyciągamy kolczyki z nosa, ubieramy się schludnie i grzecznie i mówimy “tak, proszę pani, oczywiście proszę pana, cudowny ten serniczek” (nadal nie rozumiem, jak jakikolwiek serniczek może być dobry, albo ser, albo ciasto, zdecydujcie się, ale po co ciasto o smaku sera?). Z czasem powoli się rozluźniamy, docieramy się z tymi nowymi ludźmi, którzy nagle stali się naszą rodziną. A czasami po prostu przestaje nam zależeć.
Muzułmańskie wpływy
Nikt z rodziny mojego męża, nawet wścibskie, nietaktowne ciocie nigdy nie próbował mnie nawracać. Jak może pamiętacie z wpisu o przeprowadzce, nawet kiedy wszyscy domownicy oprócz mnie i mojego męża pościli podczas Ramadanu, Teściowa dbała o to, żebym jadła regularnie i nie chodziła głodna. Dziewczyny dotrzymywały mi towarzystwa przy stole. W swoich modlitwach zawsze proszą o zdrowie dla mnie i dla mojej rodziny. Malutki, paroletni kuzyn mojego męża wymienia moje imię na szczycie listy i prosi Allaha, żeby dał mi duży samochód (nieśmiało zasugerowałam, że wolałabym mniejszy, ale chyba nikt mu nie wytłumaczył). Kiedy przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania, Teściowa spytała, czy miałabym coś przeciwko temu, żeby trzymać w domu Koran, ponieważ według ich zwyczajów przynosi to dla domu ochronę. Oczywiście, że nie miałam. Sama zaproponowałam, żeby trzymała u nas w domu dywanik modlitewny, żeby miały na czym się modlić, kiedy podczas wizyty u nas nadejdzie czas modlitwy. Na ściance z magnesami powiesiliśmy kupiony w Turcji magnes z Ayat Al Kursi – surą odpędzającą złe duchy. I oczywiście mamy też w łazience bidetkę, którą uważam za jeden z najcudowniejszych wynalazków toaletowych!
Podczas Ramadanu nie poszczę, ale uwielbiam siadać z rodziną męża do iftari – wieczornych posiłków przełamujących post. Razem świętujemy Eid, jeden i drugi i wymieniamy się prezentami z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście, gdybym mieszkała w Pakistanie, podczas Eid byłabym przerażona, zamknęłabym się w pokoju i starała nie słyszeć krzyków zabijanych zwierząt, ale to osobny temat.
Muzułmańskie święta
No właśnie. Eid, jeden, drugi, do tego jeszcze w azjatyckiej kulturze muzułmańskiej wspominany przeze mnie przelotem Chaand Raat – noc księżyca. Najbardziej znane święta w islamie to właśnie Eid Al Fitr, który ma miejsce w pierwszy dzień po zakończeniu Ramadanu i znacznie ważniejsze święto Eid Al Adha – święto ofiarowania, upamiętniające ofiarę Abrahama.
Szczerze mówiąc do tej pory nie świętowałam jeszcze “tego ważniejszego Eidu”, w tym roku prawdopodobnie będę miała okazję robić to po raz pierwszy. Na szczęście nie będzie tradycyjnego zabijania zwierząt, podejrzewam, że też spotkamy się po prostu w gronie rodzinnym, czy to w domu Teściowej (bardziej prawdopodobne z uwagi na wciąż dokazującą koronę), czy też w restauracji. Oczywiście opowiem Wam, jak było.
Jeśli zaś chodzi o ten “mniejszy” Eid, pierwsze wspomnienia z nim związane mam z czwartego roku studiów. Razem z Księciem wybraliśmy się wtedy na Cardiff Bay, a ja miałam okazję podziwiać tłumy Pakistanek w pięknych, kolorowych i często bardzo błyszczących shalwar kameez (szarawary+tunika). Z moich obserwacji wynika, że w przeciwieństwie do “nas” i “naszych świąt” muzułmanie najchętniej spędzają to święto poza domem, świętując w restauracjach. Dzięki temu w Eid można się przekonać jak wielu muzułmanów mieszka w naszej okolicy. W zeszłym roku spędzałam pierwszy Eid i pierwszy Ramadan z rodziną męża. Dlatego mogę już podzielić się z Wami kilkoma obserwacjami.
Przede wszystkim uwielbiam Ramadan. Tak, wiem, łatwo uwielbiać, jak się nie pości! Ale jest coś magicznego w codziennej wspólnej kolacji – iftari, która dla rodziny Księcia jest przełamywaniem postu, a dla mnie po prostu okazją do wspólnego zasiadania do stołu. Taka mniej uroczysta Wigilia, ale za to codziennie, przez cały miesiąc księżycowy! Za każdym razem tuż przed ogłoszeniem przerwania postu (są do tego fajne aplikacje!) nagle uspokajał się rejwach w kuchni, wszyscy przechodziliśmy do jadalni, dziewczyny zaczynały się modlić (zachwyciła mnie Maria, która miała wpisaną listę intencji w notatkach w telefonie, żeby na pewno nic jej nie umknęło), ja również przymykałam wtedy oczy i w myślach prosiłam o zdrowie i szczęście dla najbliższych i wreszcie nadchodził ten czas! Wzniosła, semi uroczysta atmosfera nagle się ulatniała, między nami niczym talerzyk z opłatkiem zaczynał krążyć talerzyk z pysznymi daktylami, które wcześniej własnoręcznie nadziewałyśmy migdałami (daktyle to tradycyjny, chociaż nieobowiązkowy sposób na przerwanie postu) i zaczynaliśmy wspólny posiłek. Teściowa każdego dnia wymyślała coś innego, zawsze uwzględniając dla mnie opcję wegetariańską. Bardzo dobrze wspominam ten czas i żałuję, że w tym roku przez wirusa nie mogliśmy bywać u rodziny męża na iftari.
Chaand Raat
Ostatnie iftari w Ramadanie jest wśród muzułmanów zamieszkujących Pakistan, Indie i Bangladesz szczególne – obchodzi się wtedy Chaand Raat – noc księżyca. Z tego co wiem jest to tradycja unikalna dla tego rejonu i nie świętuje się jej w innych krajach muzułmańskich. Tego wieczoru, rodziny spotykają się na zewnątrz i wypatrują nowego księżyca, podobnie jak polskie dzieci w Wigilię szukają na niebie pierwszej gwiazdki. Na iftari często zaprasza się więcej osób, niż na co dzień, a kobiety zdobią swoje dłonie przepięknym mehendi – tatuażami z henny. W rodzinie mojego męża Chaand Raat to taki typowy babski wieczór, tylko bez prosecco. W zeszłym roku moja Teściowa organizowała to przyjęcie u siebie w domu, zapraszając wszystkie swoje tutejsze koleżanki wraz z córkami. Dla mnie było to dodatkowo coś w stylu pakistańsko-amerykańskiego balu debiutantek – po raz pierwszy zostałam przedstawiona w kręgu tutejszych koleżanek Teściowej. Pomna instrukcji męża przygotowałam sałatkę, której chyba nikt oprócz moich cudownych, lojalnych szwagierek nie odważył się tknąć, uśmiechałam się, starałam zapamiętać imiona i ogólnie sprawiać sympatyczne wrażenie. Podczas imprezy ciocie siedziały we własnym gronie, a my, smarkule (chociaż niektóre zamężne) w swoim, plotkując i malując dłonie. Kiedy Fahra malowała moją lewą dłoń (prawą zajęła się później inna dziewczyna) jedna z dziewczyn przypadkiem oblała mnie wrzątkiem, co z automatu zrobiło ze mnie gwiazdę wieczoru. I zmusiło do przebrania w tunikę, w której, według słów Marii, wyglądałam bardziej orientalnie. Końcówka imprezy przyniosła to, co pakistańskie dzieci (w każdym wieku) lubią najbardziej – eidi!
Eidi
Święta to rodzinna atmosfera, pyszne potrawy, trochę rozmów o polityce, trochę wynikających głównie z owych rozmów kłótni i… PREZENTY! Eid, który de facto zaczyna się już w Chaand Raat to święto, w którym młodsi członkowie rodziny/społeczności dostają prezenty, głównie w postaci kopert z pieniędzmi. I teraz ciekawostka – Książę opowiadał mi, że wszystkie pakistańskie mamy natychmiast zabierają dzieciom ich kopertowe i dzięki temu nie są na minusie po kopertowym, które same musiały rozdać. Ja również dostałam kilka kopert, a także kilka innych prezentów, o których za chwilę napiszę, bo zasługują na własny akapit! Bardzo nie lubię dostawać w prezencie pieniędzy – jestem tym za każdym razem bardzo zażenowana, nawet, kiedy robi to moja najbliższa rodzina, a przyjmowanie pieniędzy od obcych to już w ogóle straszna trauma. Niestety o odmowie nie było mowy i koperty przyjęłam. Podziękowałam grzecznie w urdu, co sprawiło, że zgromadzone kobiety w każdym wieku zaczęły wręcz klaskać z radości. (Książę śmieje się, że zaczną mnie zapraszać na imprezy i jak tresowaną małpkę pytać – I jakie jeszcze znasz sztuczki?) Chwilę później Teściowa zaczęła rozdawać eidi innym dziewczynom, w pewnym momencie stwierdziła, że ma zbyt drobne, wolałabym w jednym nominale i zaczęła zaglądać do kopert moich szwagierek i moich. Cichutko stwierdziłam, że teraz dopiero moje doświadczenie eidi jest kompletne. Kiedy poproszona wyjaśniłam, że Książę obiecywał, że mama zabierze kopertę i ja na to czekałam, wprawiłam wszystkie zebrane kobiety w euforyczną wręcz wesołość. “Młodzież” zaczęła krzyczeć, że to najprawdziwsza prawda i że zawsze odbierano im eidi, a ciocie chichotały złowieszczo wyraźnie zadowolone z własnej przedsiębiorczości. Pamiętam, że tego dnia śmiałam się tak bardzo, że oprócz poparzonego wrzątkiem boku, bolały mnie też mięśnie brzucha – Chaand Raat to brutalny sport!
Prezenty
Obiecałam, że będzie jeszcze trochę o prezentach. Ponieważ dla mnie był to nie tylko pierwszy Chaand Raat, ale także debiut w lokalnej społeczności, ciocie postanowiły mnie odpowiednio powitać, ofiarując różne dary. Dostałam piękną zieloną drewnianą szkatułkę, drewnianą urnę… naprawdę wygląda to jak urna, sami zobaczcie, gdyby nie miało pokryweczki, stwierdziłabym, że to może wazonik, albo co, ale to ewidentnie urna! Co jest dość dziwne, ponieważ (wracając do kwestii halal i haram) palenie zwłok w islamie jest zdecydowanie haram. To co począć z taką urną, jak nie można do niej upakować sproszkowanych zwłok dowolnego pochodzenia? Następnego dnia próbowałam wyciągnąć odpowiedź od Kiran, niestety sama nie wiedziała. Zasugerowała, że mogę w urnie coś trzymać. Ale odgórnie narzuconego, tradycyjnego przeznaczenia ta urna nie ma. Kiedy wysłałam zdjęcie przyjaciółce, odpisała: TRZYMAJ, TO AZTECKIE! W każdym razie, porzucając urny, a wracając do prezentów, dostałam również różowy sweterek, całkiem fajną torebkę i… smażalnicę. Przysięgam! Dostałam gigantyczną, wypasioną smażalnicę! Nie, nie jadamy smażonego. Od Teściowej natomiast dostałam wybitnie piękną tunikę, jedwabną, malowaną w kolorowe ptaki (bo pamiętała, że lubię wzory w ptaki), żebym miała coś nowego do założenia na następny dzień – kolejną tradycją związaną z Eid jest zakładanie nowych ubrań, żeby dodatkowo uczcić ten dzień.
Święta w koronie
Jak możecie sobie wyobrazić, tegoroczne święta miały znacznie mniejszy rozmach, co nie zmienia faktu, że nawet w małym gronie bawiliśmy się wspaniale. Wszyscy bardzo przestrzegaliśmy kwarantanny, więc kiedy nadeszło Chaand Raat, bez większych obaw udaliśmy się z mężem do domu Teściowej. Wyszłam wtedy z domu pierwszy raz od miesięcy i po raz pierwszy od jeszcze dłuższego czasu postanowiłam się umalować. Byłam trochę zaskoczona tym, że ewidentnie zapomniałam jak to się robi. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że po drodze widzieliśmy tłumy muzułmańskich rodzin urządzających sobie pikniki w parku – to już jednak życie na krawędzi, w końcu korona nawet w Eid nie przestaje zarażać. Szwagierek również pojechał do swojej rodziny, więc Kiran dołączyła do nas. Wcześniej uzgodniłyśmy z dziewczynami, że obowiązujący w tym roku dress code to będą saree – strój dużo mniej popularny w Pakistanie, niż w sąsiednich Indiach. Przebrałyśmy się dopiero po iftari i wtedy zaczęłyśmy prawdziwą zabawę. Sesje zdjęciowe, nagrywane TikToki (korzystacie z TikToka? Dla mnie to nadal czarna magia, nagrałam do tej pory jeden filmik, ale Fahra, która jest prawdziwą znawczynią, mówi, że bardzo dobry!), do których tańczyłyśmy bollywoodzkie choreografie i robiłyśmy “walk”, podczas gdy mój mąż zalegał na kanapie, a Teściowa przyglądała się nam z mieszaniną radości i pobłażliwości.
Kolejny dzień spędziliśmy głównie korzystając ze świeżego (w sensie zewnętrznego, bo ze świeżością jako taką ta część Brooklynu, w której mieszka Teściowa ma bardzo niewiele wspólnego) powietrza na tarasie, racząc się przepyszną herbatą, którą gotuje (tak, gotuje) moja Teściowa i cynamonowymi bułeczkami zrobionymi przez Marię. Maria specjalizuje się w deserach i przy okazji wypytywała mnie jakie desery lubię najbardziej, może jakieś polskie, bo ona z przyjemnością się ich dla mnie nauczy. Teraz czekam na pakistańską interpretację racuchów. Jestem pewna, że będą przepyszne.
Szwedzki stół
A skoro już zahaczyliśmy o tematy kulinarne, wczoraj, kiedy robiłam sałatkę, przyszło mi do głowy trochę może obrazoburcze porównanie – ten miks kulturowo-religijny jest dla nas, dla mnie i mojego męża trochę jak szwedzki stół. Podchodzimy do niego, patrzymy, co można zjeść, możemy spróbować wszystkiego, możemy wybrać to, na co mamy największą ochotę, a możemy po prostu nie zjeść nic – nikt nas nie będzie zmuszał. Ja z przyjemnością biorę iftari, mehendi (nawet brzmią jak egzotyczne potrawy) i wspólnie spędzany czas, natomiast nie chciałabym pościć podczas Ramadanu i nawet gdybym była akurat w Pakistanie podczas święta ofiarowania, żadna siła nigdy nie zmusiłaby mnie do uczestniczenia w zabijaniu zwierząt. Mój mąż z kolei uwielbia przyjeżdżać do Polski na święta, jak dziecko (ale takie wyluzowane, takie wiecie, cool) szuka pod choinką prezentów, ale wątpię, czy chciałoby mu się w Sobotę Wielkanocną wstawać wcześnie i jechać ze święconką. Myślę, że do tematu Księcia i polskich świąt jeszcze wrócimy, więc na dzisiaj kończę!
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, nawet związane z samą religią – piszcie. Postaram się na nie w miarę sensownie odpowiedzieć!
P.S. Koniecznie zajrzyjcie też do nowej kategorii na blogu – zOrientowane. Znajdziecie tam już pierwszy wywiad!
Ojej, ale się naśmiałam (ale i też dowiedziałam!). Kaszanka jako wątek herbu polskich boży bojowników chyba zdobyła koronę, ale konkurencja była zaciekła.
Co do szwedzkiego stołu to bardzo mi się ta metafora podoba. I to nie dotyczy tylko kultur obu stron, ale też kultur państw gdzie razem mieszkaliśmy. Np. mimo wyprowadzki z USA wciąż obchodzimy Thanksgiving, bo sentyment ładny, a jedzenie pyszne (tzn wszystko poza indykiem). Chociaż my zazwyczaj spędzaliśmy Thanksgiving u zaprzyjaźnionej mormońskiej rodziny, więc świętowanie pewnie też typowe nie było 😉
A tak z ciekawości, uraczyłabyś nas kiedyś abstraktem albo streszczeniem Twojej magisterki?
PS: Jeden z momentów, który doprowadził mnie do śmiechu, mimo że pewnie nie miał, to zapewnienie, że Książę Cię nie bije. Jakoś wyobrażenie sobie kogokolwiek próbującego Cię tknąć jest dla mnie troszkę niemożliwe 😉
Kaszanka jest najlepszym dowodem na niepodległość weny pisarskiej. Zawsze się zastanawiałam, jak to jest, że pisarze twierdzą, że ich bohaterowie żyją własnym życiem i zaskakują samych twórców. No i masz, piszę, piszę, a tu nagle kaszanka…
Święto Dziękczynienia obchodziliśmy w sumie tylko raz, podczas mojej pierwszej wizyty w Nowym Jorku, zupełnie przypadkiem. Zaprosiła nas do siebie żona syna partnerki brata mojej Babci 😀 Tak, wiem, skomplikowane. Pamiętasz, jak opowiadałam Ci o piętnastej rano vs piętnastej po południu?
Przed napisaniem tego posta w ogóle przeczytałam swoją magisterkę. Najpierw zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem ja tak dobrze hiszpański znałam, a potem stwierdziłam, że w ogóle byłam całkiem mądra, szkoda, że mi nie zostało. Myślę, że mogłabym kiedyś spróbować streścić, albo przynajmniej przetłumaczyć abstrakt.
Co do bicia, bardzo dyskretnie i cichutko przypominam, że taka jedna nasza wspólna znajoma chciała mnie kiedyś pobić 😛 😛 😛 Średnio jej się to udało, ale pomysł miała… W trosce o życie nie będę mówić o kogo chodzi, ale jestem pewna, że wiesz 😀
Ale się naczytałam. I ale mi uporządkowałaś w głowie terminy i święta. A obrazy najmłodszej szwagierki piękne i dodają kolorytu całości. Pytań chyba nie mam na razie, ale chętnie się dowiem, jak gotować tę herbatę 🙂
Udało się! 😀 Co do herbaty, na pewno są tam liście zielonej herbaty i kardamon. O resztę dopytam, może nawet jutro 🙂
Kaszanka jest najlepszym dowodem na niepodległość weny pisarskiej. Zawsze się zastanawiałam, jak to jest, że pisarze twierdzą, że ich bohaterowie żyją własnym życiem i zaskakują samych twórców. No i masz, piszę, piszę, a tu nagle kaszanka…
Święto Dziękczynienia obchodziliśmy w sumie tylko raz, podczas mojej pierwszej wizyty w Nowym Jorku, zupełnie przypadkiem. Zaprosiła nas do siebie żona syna partnerki brata mojej Babci 😀 Tak, wiem, skomplikowane. Pamiętasz, jak opowiadałam Ci o piętnastej rano vs piętnastej po południu?
Przed napisaniem tego posta w ogóle przeczytałam swoją magisterkę. Najpierw zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem ja tak dobrze hiszpański znałam, a potem stwierdziłam, że w ogóle byłam całkiem mądra, szkoda, że mi nie zostało. Myślę, że mogłabym kiedyś spróbować streścić, albo przynajmniej przetłumaczyć abstrakt.
Co do bicia, bardzo dyskretnie i cichutko przypominam, że taka jedna nasza wspólna znajoma chciała mnie kiedyś pobić 😛 😛 😛 Średnio jej się to udało, ale pomysł miała… W trosce o życie nie będę mówić o kogo chodzi, ale jestem pewna, że wiesz 😀
1. Dla mnie tu jeszcze jest jeden temat, może nie trzeba go poruszać, może trzeba. Mianowicie: szacunek do kobiet – czy należy się tylko tym, które wpasowują się w społeczne normy, czy po prostu wszystkim kobietom z definicji, nawet jeśli są buntownicze, nie robią tego co religia każe, łamią zasady, zwłaszcza te dotyczące tzw. „prowadzenia się”, czyli życia seksualnego. Ten sam problem widzę zresztą w katolicyzmie: polskokatolski smalec alfa szacunek ma tylko do tych kobiet, które odpowiadają katolickiemu wyobrażeniu o roli kobiety. Jeśli śmią być „lewaczkami, lesbami, puszczalskimi” i co tam jeszcze, to na szacunek z automatu przestają zasługiwać.
2. Urna. Nigdy nie wiadomo kiedy akurat może się przydać, trzymałabym, zwłaszcza że aztecka.
3. Uwag o serniczku kompletnie nie rozumiem. Allah właśnie po to zesłał nam twaróg, na serniczek.
1. I znowu należy zastanowić się, czy pytamy o to, jak jest faktycznie, czy o to, jak powinno być wg Koranu i hadisów. Bo w praktyce, jak część z nas wie, mężczyźni (bez względu na religię) uważają, że mają prawo komentować kobiecy wygląd, gwizdać, cmokać, klepać po tyłku (oj klepnęłam raz takiego w Chile… Uciekał bardzo szybko, wyzywając mnie od wariatek, bo widać miałam z pokorą przyjąć wymierzonego mi na ulicy klapsa…) i what not, szczególnie, jeśli kobieta jest wg nich wyzywająco ubrana (sama się prosiła, nie?), co w społeczeństwach muzułmańskich może (nie musi) oznaczać choćby rozpuszczone, niezakryte włosy. Ale jeśli popatrzymy na to od strony religii, to sprawa wygląda zupełnie inaczej. Lubimy podkreślać, że kobiety muszą nosić hijab (nie muszą, powinny, choć historycznie też różnie bywało, był na przykłąd czas, kiedy muzułmanki nie miały nosić „welonów”, bo te były noszone przez arystokratki, a islam stawia na równość społeczną, w każdym razie nie jest to jeden z filarów islamu, tylko rzeczy halal z kategorii bardzo zalecanych, ale to tak na marginesie), ale nie wspominamy o tym, że mężczyźni również nie mogą ganiać po ulicach w samych slipach, a co ważniejsze, nie mają prawa patrzeć „dwa razy” na twarze obcych kobiet – jeśli ich spojrzenie padnie na jakąś kobietę przypadkiem, spoko, ale powinni od razu odwrócić wzrok. Oczywiście w cenie są żarty o tym, jak to facet wpatruje się obleśnie i intensywnie, ale to „wciąż jest pierwsze spojrzenie”. I to dotyczy każdej kobiety. Choćby takiej w szortach zakrywających tylko połowę tyłka (twarz jest wtedy oczywiście metaforą 😉 ) – nawet jeśli ona „nie dba o swoją skromność” to mężczyźni i tak powinni przestrzegać zaleceń. Wiele z zaleceń islamu służyło ochronie kobiet, które w tamtych czasach miały naprawdę przechlapane – na przykład noworodki płci żeńskiej były notorycznie zakopywane żywcem.
2. Urnę trzymam, ale jak już mówiłam, zawsze mogę użyczyć.
3. Nie sądzę, Koran o tym nie wspomina, trzeba by przejrzeć hadisy, ale serniczek…? 😛 Fuj!
Czekałam na ten wpis i warto było! 😊 Znowu opisałaś wszystko tak, że zaspokoiłaś moją ciekawość i dowiedziałam się trochę rzeczy, o których nie miałam pojęcia. 🙉 I znowu tak czytałam i myślałam, że super, że rodzina Księcia w tak miły sposób Cię przyjęła. Ale na pewno nie bez wpływu jest też to jak Ty podchodzisz do sytuacji, że nie chcesz niczego udowadniać i z szacunkiem odnosisz się też do ich zasad, poglądów itd. Super jest to, że ten szacunek jest tak mocno widoczny z każdej ze stron.
O obrazach chyba nie muszę mowić, że są świetne, ale jestem zaskoczona, że Twoja szwagierka dopiero od niedawna maluje. 😯
Aaaaa… i ciekawość mnie zżera co tam dla nas szykujesz na piątek! 😍
Plan był zupełnie inny, chciałam się buntować i rozwalać system od środka, ale nie bardzo mogę znaleźć pretekst… I tak jakoś wyszło, że się polubiłyśmy.
„Młoda” zawsze przejawiała jakieś tam zdolności (do niedawna twierdziła, że zostanie gwiazdą youtube’a, mamy jej tylko mikrofon kupić), więc kiedy zażyczyła sobie na zeszłe urodziny płótna i farbki, stwierdziłam, że czemu nie, chociaż myślałam, że zapału jej starczy na przygotowanie jednego płótna. Najpierw wykorzystała farbki do malowania doniczek w motywy z Harrego Pottera, a potem w ciągu miesiąca wyprodukowała te wszystkie obrazo-kaligrafie. Czekamy teraz aż dla nas coś namaluje ^^
Ciesz się, że szykuję na piątek, a nie na przykład na niedzielę – będziesz mniej podżarta 😀
xoxo
Czekałam na ten wpis i warto było! 😊 Znowu opisałaś wszystko tak, że zaspokoiłaś moją ciekawość i dowiedziałam się trochę rzeczy, o których nie miałam pojęcia. 🙉 I znowu tak czytałam i myślałam, że super, że rodzina Księcia w tak miły sposób Cię przyjęła. Ale na pewno nie bez wpływu jest też to jak Ty podchodzisz do sytuacji, że nie chcesz niczego udowadniać i z szacunkiem odnosisz się też do ich zasad, poglądów itd. Super jest to, że ten szacunek jest tak mocno widoczny z każdej ze stron.
O obrazach chyba nie muszę mowić, że są świetne, ale jestem zaskoczona, że Twoja szwagierka dopiero od niedawna maluje. 😯
Aaaaa… i ciekawość mnie zżera co tam dla nas szykujesz na piątek! 😍
Plan był zupełnie inny, chciałam się buntować i rozwalać system od środka, ale nie bardzo mogę znaleźć pretekst… I tak jakoś wyszło, że się polubiłyśmy.
„Młoda” zawsze przejawiała jakieś tam zdolności (do niedawna twierdziła, że zostanie gwiazdą youtube’a, mamy jej tylko mikrofon kupić), więc kiedy zażyczyła sobie na zeszłe urodziny płótna i farbki, stwierdziłam, że czemu nie, chociaż myślałam, że zapału jej starczy na przygotowanie jednego płótna. Najpierw wykorzystała farbki do malowania doniczek w motywy z Harrego Pottera, a potem w ciągu miesiąca wyprodukowała te wszystkie obrazo-kaligrafie. Czekamy teraz aż dla nas coś namaluje ^^
Ciesz się, że szykuję na piątek, a nie na przykład na niedzielę – będziesz mniej podżarta 😀
xoxo
1. I znowu należy zastanowić się, czy pytamy o to, jak jest faktycznie, czy o to, jak powinno być wg Koranu i hadisów. Bo w praktyce, jak część z nas wie, mężczyźni (bez względu na religię) uważają, że mają prawo komentować kobiecy wygląd, gwizdać, cmokać, klepać po tyłku (oj klepnęłam raz takiego w Chile… Uciekał bardzo szybko, wyzywając mnie od wariatek, bo widać miałam z pokorą przyjąć wymierzonego mi na ulicy klapsa…) i what not, szczególnie, jeśli kobieta jest wg nich wyzywająco ubrana (sama się prosiła, nie?), co w społeczeństwach muzułmańskich może (nie musi) oznaczać choćby rozpuszczone, niezakryte włosy. Ale jeśli popatrzymy na to od strony religii, to sprawa wygląda zupełnie inaczej. Lubimy podkreślać, że kobiety muszą nosić hijab (nie muszą, powinny, choć historycznie też różnie bywało, był na przykłąd czas, kiedy muzułmanki nie miały nosić „welonów”, bo te były noszone przez arystokratki, a islam stawia na równość społeczną, w każdym razie nie jest to jeden z filarów islamu, tylko rzeczy halal z kategorii bardzo zalecanych, ale to tak na marginesie), ale nie wspominamy o tym, że mężczyźni również nie mogą ganiać po ulicach w samych slipach, a co ważniejsze, nie mają prawa patrzeć „dwa razy” na twarze obcych kobiet – jeśli ich spojrzenie padnie na jakąś kobietę przypadkiem, spoko, ale powinni od razu odwrócić wzrok. Oczywiście w cenie są żarty o tym, jak to facet wpatruje się obleśnie i intensywnie, ale to „wciąż jest pierwsze spojrzenie”. I to dotyczy każdej kobiety. Choćby takiej w szortach zakrywających tylko połowę tyłka (twarz jest wtedy oczywiście metaforą 😉 ) – nawet jeśli ona „nie dba o swoją skromność” to mężczyźni i tak powinni przestrzegać zaleceń. Wiele z zaleceń islamu służyło ochronie kobiet, które w tamtych czasach miały naprawdę przechlapane – na przykład noworodki płci żeńskiej były notorycznie zakopywane żywcem.
2. Urnę trzymam, ale jak już mówiłam, zawsze mogę użyczyć.
3. Nie sądzę, Koran o tym nie wspomina, trzeba by przejrzeć hadisy, ale serniczek…? 😛 Fuj!
Ale się naczytałam. I ale mi uporządkowałaś w głowie terminy i święta. A obrazy najmłodszej szwagierki piękne i dodają kolorytu całości. Pytań chyba nie mam na razie, ale chętnie się dowiem, jak gotować tę herbatę 🙂
Udało się! 😀 Co do herbaty, na pewno są tam liście zielonej herbaty i kardamon. O resztę dopytam, może nawet jutro 🙂
Moje życiowe doświadczenie pokazuje, że związki chrześcijanek z muzułmanami zwykle nie kończą sie dobrze, ale nie chcę generalizować.
Wszystkie tego typu związki, które znam są szczęśliwe. O wszystkich tragicznych scenariuszach słyszałam tylko z prasy, a osobiście nie znam żadnego takiego przypadku. Może kwestia różnicy pokoleń.
Moje życiowe doświadczenie pokazuje, że związki chrześcijanek z muzułmanami zwykle nie kończą sie dobrze, ale nie chcę generalizować.
Wszystkie tego typu związki, które znam są szczęśliwe. O wszystkich tragicznych scenariuszach słyszałam tylko z prasy, a osobiście nie znam żadnego takiego przypadku. Może kwestia różnicy pokoleń.
Dziękuję za ciekawy wpis. Mam wielu znajomych muzułmanów (mieszkamy we Francji) i nie wydaje mi sie, zeby byla miedzy nami jakas wielka bariera kulturowa. Pozdrawiam serdecznie!
Zaryzykuję stwierdzenie, że taka bariera kulturowa nie jest większa niż między wyborcami różnych partii 😀 Czy to w Polsce, czy w Stanach. Naprawdę uważam, że wszystko sprowadza się do wychowania i religia jest tylko jednym z wielu czynników środowiskowych.
Dziękuję za wizytę! <3
Mieszkam w Londynie od prawie 10 lat i do tej pory nie poznalam muzulmanina, ktory nie szanowalby kobiet. A poznalam ich wielu, nie tylko dzieki mezowi, ktory jest z pochodzenia Bengalczykiem, ale rowniez dzieki mojej pracy itp.
Nawet nie wiesz, jak sie ciesze, ze znalazlam Twoj profil i blog! Uwielbiam czytac Twoje teksty, bo zawsze trafiasz w samo sedno i umiejetnie obalasz przerozne mity i stereotypy. I to wszystko okrasane cietym humorem! Miod dla duszy.
Utozsamiam sie z wieloma sytuacjami, ktore opisujesz i jest mi najzwyczajniej w swiecie niesamowicie milo zobaczyc w komentarzach jak wiele osob ma podobne doswiadczenia i poglady, jesli chodzi o zwiazki miedzykultorowe, binacjonalne etc. Ze sa ludzie z „otwartym” umyslem, i potrafia patrzec na czlowieka poza jego pochodzenie i dostrzec wartosci, jakie wyznaje.
Ale, ze sernik? Ze, ze …nie? Alez jak to tak! Sernik musi byc. No chyba, ze sernik z rodzynkami. To jest zlo.
Ja oczywiście poznałam i takich, co nie szanują. Inna sprawa, że na każdego takiego poznałam 10 Polaków, którzy byli jeszcze gorsi, ale to tylko kwestia tego, że znam więcej Polaków. Tylko w przypadku Polaków obwiniamy jednostkę, bronimy ogółu, a jak jeden muzułmanin (bez względu na kraj pochodzenia i wszystkie inne czynniki) okaże się męską szowinistyczną świnią, to od razu generalizujemy. I właśnie z tym chciałabym „walczyć”.
Ja się cieszę chyba jeszcze bardziej, że do mnie trafiłaś! <3 <3 <3 I dziękuję za cudowny, uśmiechogenny komentarz!
Ale mojej opinii o sernikach będę bronić. Wyjem wszystkie rodzynki, a sernik zostawię 😀 Może jednak jestem dziwna 😀
Dziękuję za ciekawy wpis. Mam wielu znajomych muzułmanów (mieszkamy we Francji) i nie wydaje mi sie, zeby byla miedzy nami jakas wielka bariera kulturowa. Pozdrawiam serdecznie!
Zaryzykuję stwierdzenie, że taka bariera kulturowa nie jest większa niż między wyborcami różnych partii 😀 Czy to w Polsce, czy w Stanach. Naprawdę uważam, że wszystko sprowadza się do wychowania i religia jest tylko jednym z wielu czynników środowiskowych.
Dziękuję za wizytę! <3
Mieszkam w Londynie od prawie 10 lat i do tej pory nie poznalam muzulmanina, ktory nie szanowalby kobiet. A poznalam ich wielu, nie tylko dzieki mezowi, ktory jest z pochodzenia Bengalczykiem, ale rowniez dzieki mojej pracy itp.
Nawet nie wiesz, jak sie ciesze, ze znalazlam Twoj profil i blog! Uwielbiam czytac Twoje teksty, bo zawsze trafiasz w samo sedno i umiejetnie obalasz przerozne mity i stereotypy. I to wszystko okrasane cietym humorem! Miod dla duszy.
Utozsamiam sie z wieloma sytuacjami, ktore opisujesz i jest mi najzwyczajniej w swiecie niesamowicie milo zobaczyc w komentarzach jak wiele osob ma podobne doswiadczenia i poglady, jesli chodzi o zwiazki miedzykultorowe, binacjonalne etc. Ze sa ludzie z „otwartym” umyslem, i potrafia patrzec na czlowieka poza jego pochodzenie i dostrzec wartosci, jakie wyznaje.
Ale, ze sernik? Ze, ze …nie? Alez jak to tak! Sernik musi byc. No chyba, ze sernik z rodzynkami. To jest zlo.
Ja oczywiście poznałam i takich, co nie szanują. Inna sprawa, że na każdego takiego poznałam 10 Polaków, którzy byli jeszcze gorsi, ale to tylko kwestia tego, że znam więcej Polaków. Tylko w przypadku Polaków obwiniamy jednostkę, bronimy ogółu, a jak jeden muzułmanin (bez względu na kraj pochodzenia i wszystkie inne czynniki) okaże się męską szowinistyczną świnią, to od razu generalizujemy. I właśnie z tym chciałabym „walczyć”.
Ja się cieszę chyba jeszcze bardziej, że do mnie trafiłaś! <3 <3 <3 I dziękuję za cudowny, uśmiechogenny komentarz!
Ale mojej opinii o sernikach będę bronić. Wyjem wszystkie rodzynki, a sernik zostawię 😀 Może jednak jestem dziwna 😀
Twoje teksty bardzo wciągają. Czytam i zapominam o wszystkim. Kiedyś o Islamie nie wiedziałam nic. Pamiętam jak dostaliśmy od znajomego kilka pamiątek z Iraku, był tam inżynierem. Jedno dzieło to była piękna złota makatka, a na niej wersety z Koranu.Rodzina mojego ex- męża religijna nie była, ale zawsze przyjmowała księdza po kolędzie.No i się działo, jak to zobaczył, chociaż nic nie rozumiał.Zapisał w kajecie,że dom jakiś nawiedzony i więcej nie przyszedł.
Taki prawdziwy kontakt z islamem miałam,kiedy odwiedziliśmy Iran. Tu mi się oczy otworzyły,jakie stereotypy krążą po katolickiej Polsce o tych terrorystach. Zwiedzałam meczety, rozmawiałam z ludźmi,ze studentami.Spaliśmy w ich domach, nikt nam niczego nie narzucał i nie chciał zamordować. Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że sporo studentów to agnostycy, wielu to geje, palą i piją, narkotyki też są.Oczywiście wszystko zakazane,a policja obyczajowa szpieguje.Przemoc wobec kobiet też jest,ale tak jak napisałaś, zależy to od tradycji i wychowania w rodzinie. Po powrocie z Iranu bardzo zaczęłam się interesować islamem. Druga podróż do Iranu nie była więc dla mnie zaskoczeniem.
Dobrze, że Cię chłop nie bije, drinki możecie pić i jeść w Ramadan, jak Allach nie widzi.
Bardzo mi zaimponowałaś swoim stosunkiem do rodziny męża i przestrzeganiem w ich obecności wielu zasad obowiązujących w islamie.
O rytualnym zabijaniu zwierząt też wiem.
Świetnie,że to wszystko opisałaś, że ten islam nie taki straszny, jak go malują.Swoją drogą piękne obrazki. Urna na prezent genialna !
Takie teksty przydadzą się tym, co niby wszystko wiedzą, a tak naprawdę nigdzie nie byli i nie widzieli.
Serdecznie pozdrawiam:-)
Uwielbiam Twoje komentarze! W każdym przemycasz tyle różnych historii!
Tych wypraw do Iranu zazdroszczę Wam straszliwie. Dla nas to na razie niedostępny kierunek, bo z amerykańskim paszportem mój mąż nie może tam jechać, a kombinowanie, żeby jechać na przykład najpierw do Pakistanu, a stamtąd na pakistańskim paszporcie do Iranu nie do końca jest legalne. Musimy czekać, aż zmienią się układy polityczne.
W ogóle mam wrażenie, że Iran zdecydowanie zmierza ku lepszemu. Oczywiście jeszcze daleka droga, ale kraj chyba jeszcze pamięta jak było przed rewolucją Chomejniego. Czasami aż trudno uwierzyć oglądając zdjęcia z irańskich ulic z tamtych czasów. Wydaje mi się, że obecny proces poszedłby sprawniej, gdyby nie ostracyzm ze strony Zachodu, który co najwyżej może prowadzić do dalszej radykalizacji. Dobra, dosyć politykowania. Na razie muszą mi wystarczyć Twoje opowieści i Wasze przepiękne zdjęcia. Pamiętam, że moja pierwsza wizyta na Waszym blogu to był właśnie targ w Iranie <3
Religia to tylko koncept - nie może być straszna. Straszni są ludzie, którzy ją wykorzystują do własnych celów i tyczy to zarówno islamu, jak i chrześcijaństwa, czy na przykład hinduizmu - patrząc choćby na to, co od pewnego czasu dzieje się w Indiach.
A tym wszystkowiedzącym polecam jedną z buddyjskich mądrości: "Głupiec, który myśli, że jest głupcem, tak naprawdę jest mądrym człowiekiem. Głupiec, który uważa się za mądrego, jest rzeczywiście głupcem."
Twoje teksty bardzo wciągają. Czytam i zapominam o wszystkim. Kiedyś o Islamie nie wiedziałam nic. Pamiętam jak dostaliśmy od znajomego kilka pamiątek z Iraku, był tam inżynierem. Jedno dzieło to była piękna złota makatka, a na niej wersety z Koranu.Rodzina mojego ex- męża religijna nie była, ale zawsze przyjmowała księdza po kolędzie.No i się działo, jak to zobaczył, chociaż nic nie rozumiał.Zapisał w kajecie,że dom jakiś nawiedzony i więcej nie przyszedł.
Taki prawdziwy kontakt z islamem miałam,kiedy odwiedziliśmy Iran. Tu mi się oczy otworzyły,jakie stereotypy krążą po katolickiej Polsce o tych terrorystach. Zwiedzałam meczety, rozmawiałam z ludźmi,ze studentami.Spaliśmy w ich domach, nikt nam niczego nie narzucał i nie chciał zamordować. Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że sporo studentów to agnostycy, wielu to geje, palą i piją, narkotyki też są.Oczywiście wszystko zakazane,a policja obyczajowa szpieguje.Przemoc wobec kobiet też jest,ale tak jak napisałaś, zależy to od tradycji i wychowania w rodzinie. Po powrocie z Iranu bardzo zaczęłam się interesować islamem. Druga podróż do Iranu nie była więc dla mnie zaskoczeniem.
Dobrze, że Cię chłop nie bije, drinki możecie pić i jeść w Ramadan, jak Allach nie widzi.
Bardzo mi zaimponowałaś swoim stosunkiem do rodziny męża i przestrzeganiem w ich obecności wielu zasad obowiązujących w islamie.
O rytualnym zabijaniu zwierząt też wiem.
Świetnie,że to wszystko opisałaś, że ten islam nie taki straszny, jak go malują.Swoją drogą piękne obrazki. Urna na prezent genialna !
Takie teksty przydadzą się tym, co niby wszystko wiedzą, a tak naprawdę nigdzie nie byli i nie widzieli.
Serdecznie pozdrawiam:-)
Uwielbiam Twoje komentarze! W każdym przemycasz tyle różnych historii!
Tych wypraw do Iranu zazdroszczę Wam straszliwie. Dla nas to na razie niedostępny kierunek, bo z amerykańskim paszportem mój mąż nie może tam jechać, a kombinowanie, żeby jechać na przykład najpierw do Pakistanu, a stamtąd na pakistańskim paszporcie do Iranu nie do końca jest legalne. Musimy czekać, aż zmienią się układy polityczne.
W ogóle mam wrażenie, że Iran zdecydowanie zmierza ku lepszemu. Oczywiście jeszcze daleka droga, ale kraj chyba jeszcze pamięta jak było przed rewolucją Chomejniego. Czasami aż trudno uwierzyć oglądając zdjęcia z irańskich ulic z tamtych czasów. Wydaje mi się, że obecny proces poszedłby sprawniej, gdyby nie ostracyzm ze strony Zachodu, który co najwyżej może prowadzić do dalszej radykalizacji. Dobra, dosyć politykowania. Na razie muszą mi wystarczyć Twoje opowieści i Wasze przepiękne zdjęcia. Pamiętam, że moja pierwsza wizyta na Waszym blogu to był właśnie targ w Iranie <3
Religia to tylko koncept - nie może być straszna. Straszni są ludzie, którzy ją wykorzystują do własnych celów i tyczy to zarówno islamu, jak i chrześcijaństwa, czy na przykład hinduizmu - patrząc choćby na to, co od pewnego czasu dzieje się w Indiach.
A tym wszystkowiedzącym polecam jedną z buddyjskich mądrości: "Głupiec, który myśli, że jest głupcem, tak naprawdę jest mądrym człowiekiem. Głupiec, który uważa się za mądrego, jest rzeczywiście głupcem."
Z tymi gejami w Iranie to akurat różnie, mój dobry znajomy tu w Szwecji jest właśnie uciekinierem z Iranu z powodu swojej orientacji seksualnej bo siedział tam już z tego powodu w więzieniu i ma kolejny wyrok, gdzie prawdopodobnie nie przeżyje kolejnej kary. Więc raczej bym się nie rozczulała że jest tak cudownie – on chętnie opowie jak jest. Jest Teheran i jest reszta, a to często różne światy.
Myślę, że to nie tylko kwestia Teheran vs reszta kraju, ale też społeczeństwo vs władza.
Z tymi gejami w Iranie to akurat różnie, mój dobry znajomy tu w Szwecji jest właśnie uciekinierem z Iranu z powodu swojej orientacji seksualnej bo siedział tam już z tego powodu w więzieniu i ma kolejny wyrok, gdzie prawdopodobnie nie przeżyje kolejnej kary. Więc raczej bym się nie rozczulała że jest tak cudownie – on chętnie opowie jak jest. Jest Teheran i jest reszta, a to często różne światy.
Myślę, że to nie tylko kwestia Teheran vs reszta kraju, ale też społeczeństwo vs władza.
Jak zawsze dowiedziałam się mnóstwa ciekawostek i z bananem na twarzy czytalam o rytualach spedzanych wspolnie z rodzina Ksiecia. Ciesze sie niezmiennie, ze tak dobrze trafiłaś! <3
Chaand Raat fascynowal mnie, odkad po raz pierwszy zobaczylam ksiezycowe obchody w filmie indyjskim, zawsze tak pieknie to obrazują *_* no i Iftari brzmi cudownie, jak takie codzienne male swieto umacniajace uczucie między partnerami. Pod pewnymi względami moglibyśmy sie od tych "złych muzułmanów" wiele nauczyć 🙂
W idealnym świecie wszyscy uczylibyśmy się od siebie nawzajem ^^ I byłoby kolorowo, wesoło i tak po prostu fajnie. A skoro większość nie widzi takiej potrzeby, to trudno – ja zawsze z apetytem korzystam z tego mojego „szwedzkiego stołu” a jak coś mi w nim nie pasuje, to po prostu nie ruszam – inni zjedzą 😀 Na przykład taki sernik… 😉
Masz calkowita racje! I przyklaskuje podejsciu i checi poszerzania horyzontow 🙂
Jednego nie zrozumiem. Jak mozna nje lubić sernika?! Ja Ci zrobir taki fit, cod, miod, zmienisz zdanie =D
Nie rób! Bo będę się czuła zobligowana do zjedzenia i będę w głębi duszy cierpieć. Są rzeczy, które po prostu mi nie smakują. Ogórkowa na przykład. Gotowane buraczki. Sernik… 😉 Kulki mi zrób! Kulki lubię!
Świetny blog 😉
Mam pytanie – czy w takich związkach mieszanych dzieci mogą być wychowywane bez religii? Jak wtedy wygląda sprawa z tolerancją?
Dziękuję!
Pytanie bardzo ciekawe, a odpowiedź nie jest prosta. Jak w każdym innym związku, jest to kwestia indywidualna. Jeśli chodzi o teorię, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, w islamie nie ma żadnej ceremonii inicjacyjnej (typu chrzest) dla dziecka – muzułmanie wierzą, że każdy człowiek rodzi się muzułmaninem (przejście na islam nazywa się rewersją, a nie konwersją). Dlatego, jeśli dziecko urodzi się w rodzinie muzułmańskiej i nie zostanie ochrzczone, teoretycznie jest uznawane za muzułmanina/muzułmankę, nawet jeśli nie stosuje się do nakazów islamu. Zwłaszcza, jeśli muzułmaninem jest ojciec – dziecko ma przyjąć religię ojca (dlatego muzułmanin może poślubić niemuzułmankę, a w drugą stronę jest trudniej. Niektóre kraje już na to pozwalają, np. Tunezja, ale to nadal rzadkość). I wreszcie kwestia tolerancji. Jeśli para mieszana ma dziecko, które nie poznaje nauk islamu, większość rodzin, nawet jeśli zaakceptowały niemuzułmańską synową, może mieć z tym ogromny problem. Nawet jeśli syn nie jest praktykujący i ogólnie nie przykłada zbyt wielkiej wagi do kwestii religii, jego rodzina może mieć na niego silny wpływ.
Innymi słowy – tak, dzieci mogą być wychowywane bez religii, ale jest to niezwykle rzadkie i bardzo zależne nie tylko od samych rodziców, ale też rodziny muzułmańskiej strony. Która zwykle ma dużo więcej do powiedzenia, niż w naszych, zachodnich realiach.
Jak zawsze dowiedziałam się mnóstwa ciekawostek i z bananem na twarzy czytalam o rytualach spedzanych wspolnie z rodzina Ksiecia. Ciesze sie niezmiennie, ze tak dobrze trafiłaś! <3
Chaand Raat fascynowal mnie, odkad po raz pierwszy zobaczylam ksiezycowe obchody w filmie indyjskim, zawsze tak pieknie to obrazują *_* no i Iftari brzmi cudownie, jak takie codzienne male swieto umacniajace uczucie między partnerami. Pod pewnymi względami moglibyśmy sie od tych "złych muzułmanów" wiele nauczyć 🙂
W idealnym świecie wszyscy uczylibyśmy się od siebie nawzajem ^^ I byłoby kolorowo, wesoło i tak po prostu fajnie. A skoro większość nie widzi takiej potrzeby, to trudno – ja zawsze z apetytem korzystam z tego mojego „szwedzkiego stołu” a jak coś mi w nim nie pasuje, to po prostu nie ruszam – inni zjedzą 😀 Na przykład taki sernik… 😉
Masz calkowita racje! I przyklaskuje podejsciu i checi poszerzania horyzontow 🙂
Jednego nie zrozumiem. Jak mozna nje lubić sernika?! Ja Ci zrobir taki fit, cod, miod, zmienisz zdanie =D
Nie rób! Bo będę się czuła zobligowana do zjedzenia i będę w głębi duszy cierpieć. Są rzeczy, które po prostu mi nie smakują. Ogórkowa na przykład. Gotowane buraczki. Sernik… 😉 Kulki mi zrób! Kulki lubię!
Świetny blog 😉
Mam pytanie – czy w takich związkach mieszanych dzieci mogą być wychowywane bez religii? Jak wtedy wygląda sprawa z tolerancją?
Dziękuję!
Pytanie bardzo ciekawe, a odpowiedź nie jest prosta. Jak w każdym innym związku, jest to kwestia indywidualna. Jeśli chodzi o teorię, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, w islamie nie ma żadnej ceremonii inicjacyjnej (typu chrzest) dla dziecka – muzułmanie wierzą, że każdy człowiek rodzi się muzułmaninem (przejście na islam nazywa się rewersją, a nie konwersją). Dlatego, jeśli dziecko urodzi się w rodzinie muzułmańskiej i nie zostanie ochrzczone, teoretycznie jest uznawane za muzułmanina/muzułmankę, nawet jeśli nie stosuje się do nakazów islamu. Zwłaszcza, jeśli muzułmaninem jest ojciec – dziecko ma przyjąć religię ojca (dlatego muzułmanin może poślubić niemuzułmankę, a w drugą stronę jest trudniej. Niektóre kraje już na to pozwalają, np. Tunezja, ale to nadal rzadkość). I wreszcie kwestia tolerancji. Jeśli para mieszana ma dziecko, które nie poznaje nauk islamu, większość rodzin, nawet jeśli zaakceptowały niemuzułmańską synową, może mieć z tym ogromny problem. Nawet jeśli syn nie jest praktykujący i ogólnie nie przykłada zbyt wielkiej wagi do kwestii religii, jego rodzina może mieć na niego silny wpływ.
Innymi słowy – tak, dzieci mogą być wychowywane bez religii, ale jest to niezwykle rzadkie i bardzo zależne nie tylko od samych rodziców, ale też rodziny muzułmańskiej strony. Która zwykle ma dużo więcej do powiedzenia, niż w naszych, zachodnich realiach.
Bardzo ciekawy wpis. Zwłaszcza, że pisany z perspektywy osoby której dotyczy cała ta sytuacja. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Bardzo się cieszę i dziękuję za wizytę! 😉
Dzięki za bardzo ciekawą odpowiedź!
Te dzieci to chyba najwieksza bariera dla takich związków…
A jakie Ty masz podejscie gdyby się Wam trafiły? Jesteście obydwoje niepraktykujący – czy dzieci musiałyby mimo wszystko praktykować islam?
Ciężko mi powiedzieć, ponieważ jesteśmy pewni, że nie będziemy mieć dzieci. Czysto hipotetycznie – na pewno nie musiałyby praktykować żadnej religii – ciężko wymagać od dziecka czegoś, czego samemu się nie robi. Oczekiwałabym natomiast, że posiadałyby solidną wiedzę na temat założeń i historii obydwu wierzeń. Choćby po to, żeby nauczyć się krytycznego myślenia i zrozumieć ludzkie motywacje.
Bardzo ciekawy wpis. Zwłaszcza, że pisany z perspektywy osoby której dotyczy cała ta sytuacja. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Bardzo się cieszę i dziękuję za wizytę! 😉
Dzięki za bardzo ciekawą odpowiedź!
Te dzieci to chyba najwieksza bariera dla takich związków…
A jakie Ty masz podejscie gdyby się Wam trafiły? Jesteście obydwoje niepraktykujący – czy dzieci musiałyby mimo wszystko praktykować islam?
Ciężko mi powiedzieć, ponieważ jesteśmy pewni, że nie będziemy mieć dzieci. Czysto hipotetycznie – na pewno nie musiałyby praktykować żadnej religii – ciężko wymagać od dziecka czegoś, czego samemu się nie robi. Oczekiwałabym natomiast, że posiadałyby solidną wiedzę na temat założeń i historii obydwu wierzeń. Choćby po to, żeby nauczyć się krytycznego myślenia i zrozumieć ludzkie motywacje.
Hej, krótkie spodenki są przereklamowane, a w urnie możesz trzymać herbatę 😉 A mąż lepszy muzułmanin niż z PISu , pozdrawiam z kapryśnej Polski, kapryśnej pod względem pogodowym
O herbacie nie pomyślałam! A co do PiSu to prawda – poglądy polityczne chyba najtrudniej „naprawić” 😀 Ja właśnie w Polsce odpoczywam od nowojorskich upałów ^^
Hej, krótkie spodenki są przereklamowane, a w urnie możesz trzymać herbatę 😉 A mąż lepszy muzułmanin niż z PISu , pozdrawiam z kapryśnej Polski, kapryśnej pod względem pogodowym
O herbacie nie pomyślałam! A co do PiSu to prawda – poglądy polityczne chyba najtrudniej „naprawić” 😀 Ja właśnie w Polsce odpoczywam od nowojorskich upałów ^^
Jak to mówią, lecę wszystkie wpisy po kolei – niczym książkę;)
Islamem bardzo kiedyś się interesowałam, więc super sobie przypomnieć co nieco i poczytać jak to wygląda od środka w praktyce. NY uwielbiam – mimo, że nigdy nie chciała bym tam mieszkać, sernik też spoko – byle bez rodzynek 😛 (fuj!) więc wszystkie twoje wpisy to lektura dla mnie idealna;)
Poza tym moda, twoja 'paskudna” uroda którą uwielbiam, podróże, no i podczytuje sobie w pracy kawałek po kawałku 😛
PS. Chcę wierzyć, że religia religią a człowiek człowiekiem i cudownie wspominam wizytę w meczecie w Kuala, ciepłe przyjęcie, opowieści oprowadzającego nas pana… i kurde nikt mnie nie zmuszał do niczego, na nic nie nakłaniał… Szok!!! 😉
Może kiedyś się zbiorę w sobie i złożę całość w ebooka, żeby się łatwiej czytało 🙂
Podzielimy się – ja wezmę rodzynki, Ty sernik 😀 Mam nadzieję, że szef nie ma nic przeciwko Twojemu czytaniu w pracy i nie zablokuje witryny 😉
Dokładnie tak jak mówisz – nasze wyznanie nie determinuje tego, jakimi jesteśmy ludźmi. Gdyby tak było, większość Polaków byłaby dla siebie dobra i życzliwa, w końcu miłuj bliźniego swego… 😉
Jak to mówią, lecę wszystkie wpisy po kolei – niczym książkę;)
Islamem bardzo kiedyś się interesowałam, więc super sobie przypomnieć co nieco i poczytać jak to wygląda od środka w praktyce. NY uwielbiam – mimo, że nigdy nie chciała bym tam mieszkać, sernik też spoko – byle bez rodzynek 😛 (fuj!) więc wszystkie twoje wpisy to lektura dla mnie idealna;)
Poza tym moda, twoja 'paskudna” uroda którą uwielbiam, podróże, no i podczytuje sobie w pracy kawałek po kawałku 😛
PS. Chcę wierzyć, że religia religią a człowiek człowiekiem i cudownie wspominam wizytę w meczecie w Kuala, ciepłe przyjęcie, opowieści oprowadzającego nas pana… i kurde nikt mnie nie zmuszał do niczego, na nic nie nakłaniał… Szok!!! 😉
Może kiedyś się zbiorę w sobie i złożę całość w ebooka, żeby się łatwiej czytało 🙂
Podzielimy się – ja wezmę rodzynki, Ty sernik 😀 Mam nadzieję, że szef nie ma nic przeciwko Twojemu czytaniu w pracy i nie zablokuje witryny 😉
Dokładnie tak jak mówisz – nasze wyznanie nie determinuje tego, jakimi jesteśmy ludźmi. Gdyby tak było, większość Polaków byłaby dla siebie dobra i życzliwa, w końcu miłuj bliźniego swego… 😉
łyknęłam z zachwytem..nie dość, ze śliczna i mądra to jeszcze tak ciekawie pisze …wow!…gratki kochana
Dziękuję! Aż nie wiem, co odpowiedzieć!
łyknęłam z zachwytem..nie dość, ze śliczna i mądra to jeszcze tak ciekawie pisze …wow!…gratki kochana
Dziękuję! Aż nie wiem, co odpowiedzieć!