Dzisiejszy post będzie inny niż wszystkie. I nie chodzi tylko o to, że będzie krótszy. Nie będę Was w nim rozśmieszać, zabraknie też miejsca na sarkazm. Będzie szczery i osobisty, ale nie w taki sposób, do jakiego Was przyzwyczaiłam. Mam nadzieję, że ta zapowiedź Was nie zniechęciła. To prawdopodobnie ostatni wpis w tym roku i najwyższy czas porozmawiać o czymś poważnym. Tak trzeba. Chciałam się z Wami podzielić częścią swoich refleksji na temat pomocy.
Z jednej strony jest to oczywiście podyktowane sytuacją w Ukrainie i związanym z nią niesamowitym zrywem Polaków. Jednak do napisania tego tekstu zmobilizowało mnie coś zupełnie innego – okrągłe urodziny Polskiej Akcji Humanitarnej, która w tym roku, 26 grudnia obchodzić będzie trzydziestolecie swojej działalności. Trzydzieści lat konsekwentnego, niezłomnego i bezinteresownego niesienia pomocy innym. A wszystko zaczęło się od Janiny Ochojskiej, która pokazała, że są tacy, którzy pomocy potrzebują bardziej i że my, Polacy możemy tej pomocy udzielić. W 1992 roku porwała naród do pierwszej akcji humanitarnej w historii RP i wysłała transport do oblężonego Sarajewa. Od tamtej pory PAH i jego założycielka są ikoną niesienia pomocy. Takiej prawdziwej, nie szukającej poklasku, nie wypatrującej potencjalnych zysków.
Ten rok pokazał mi wiele twarzy pomocy. Część z nich była bardzo brzydka, inne wydawały się zagubione. Na szczęście trafiło się też wiele pięknych i zdeterminowanych. Miałam przyjemność poznać osobiście Piotra Biankowskiego, pływaka, który opłynął wpław wyspę Manhattan, aby pomóc w zebraniu pieniędzy na budowę trzeciego domu Ronalda McDonalda w Polsce. Podziwiałam moje koleżanki z Klubu Polek na Obczyźnie, które w nadludzkim tempie wydały ebooka, zbierając tym samym kilkanaście tysięcy złotych, aby dołożyć cegiełkę do zbiórki Polskiej Akcji Humanitarnej. Pławiłam się w zachwycie nad Stasiem Łopuszyńskim, wybitnym muzykiem, który 26 lutego postanowił porzucić swoją codzienność i ruszył do Ukrainy pomagać, a niedawno zagrał w Nowym Jorku cudowny koncert charytatywny.
Kiedy doszło do eskalacji wojny w Ukrainie (celowo nie używam określenia “wybuch wojny” – dla mnie wojna trwa od 2014 roku, ale o tym za chwilę), pomysłów na niesienie pomocy nie brakowało, podobnie zresztą jak energii i motywacji do działania. Media zalała fala wstrząsających obrazów i apeli. Za publikację treści niezwiązanych z aktualną sytuacją można było zostać zlinczowanym na równi z sympatykami Rosji. I chociaż gdzieś w tle odzywały się głosy rozsądku, upominające, że musimy być przygotowani na maraton, nie na sprint, rozgorączkowany naród puszczał to mimo uszu. To był ten moment, kiedy pomaganie Ukrainie było fajne, bo… modne. Wybaczcie mój cynizm. W 2014 studiowałam na Akademii Młodych Dyplomatów, wybuch wojny pamiętam aż za dobrze, podobnie jak to, że stała się ona najmodniejszym tematem prac końcowych na wszystkich trzech specjalizacjach. Nie minął rok, mało kto przejmował się Krymem. Trudno, stało się. Witamy w nowej rzeczywistości. Byłam pewna, że w 2022 roku sytuacja będzie wyglądała tak samo.
Częściowo się myliłam. Są ludzie, którym wojna wciąż się nie znudziła, którzy zamiast szukać nowych trendów na mediach społecznościowych, konsekwentnie robią, co w ich mocy. Jak wspomniany wcześniej Stasiu, który przygotowuje się teraz do akcji blackout. Jak PAH, która nie ustaje w swoich wysiłkach i to nie tylko w sprawach medialnych, jak wojna w Ukrainie. Mówimy o organizacji, która od początku swojego istnienia pomogła ludziom w 51 krajach. Która wciąż niesie pomoc potrzebującym w Jemenie, Somalii, na Madagaskarze, w Sudanie Południowym, Kenii, Libanie, Iraku i Kurdystanie, nie zapominając jednocześnie o Polsce. O tym nie jest głośno, “to się nie będzie klikać”, tym bardziej w momencie, kiedy oczy całego świata łakną innych informacji. Choć i ta uwaga jest ulotna.
Ja już pomogłe/am – mówisz i czujesz się zwolniony/a od odpowiedzialności, a nawet od potrzeby dalszego interesowania się tematem. Tu nawet nie chodzi o odpowiedzialność, ale właśnie wykupienie sobie tego immunitetu na obojętność. Jednym z najgorszych wspomnień mojego życia jest spotkanie wygłodniałego, zdziczałego psa przy autostradzie w Chile. Nie mieliśmy możliwości mu pomóc, daliśmy mu jedzenie, prawdopodobnie przedłużając tylko jego agonię. Nawet nie próbowaliśmy się oszukać, że zrobiliśmy coś dobrego, piesek sobie podje, nabierze sił, wróci do cywilizacji i będzie żył długo i szczęśliwie. Choć wiem, że nie mogliśmy zrobić nic, zawsze będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia i nigdy o tym psie nie zapomnę. Jestem mu tę pamięć winna. Pomaganie nie jest naszym obowiązkiem, to co nim jest, to szacunek do losu drugiego człowieka (i zwierzęcia!) Nietraktowanie cudzej tragedii jako okazji do podwyższenia sobie zasięgów w mediach społecznościowych, pasjonującej lektury do porannej kawy, czy tematu konwersacji w pracy. Jeśli będziemy tego świadomi, zrozumiemy, że szczera, bezinteresowna pomoc nie może skończyć się na jednorazowym zrywie.
Osoby, które teraz cierpią w Ukrainie stają się ofiarami po raz drugi – tym razem nie bestialstwa, ale znudzenia i zniechęcenia. Coraz mniej osób i organizacji interesuje się ich losem. Na domiar złego, stale rośnie liczba oszustów, którzy z ich nieszczęścia chcą czerpać zysk, jeszcze bardziej zniechęcając przy tym innych do pomocy. Błędne koło ludzkiego okrucieństwa napędzane przez obojętność. Siła pomocy tkwi między innymi w jej odporności na zmęczenie. I w zdawaniu sobie sprawy z tego, że ci, którzy najbardziej nas potrzebują, często nie mają już siły i możliwości nas o tym poinformować.
Polska Akcja Humanitarna pojawiła się w Ukrainie już w 2014, pomagając w dostarczeniu opieki medycznej, paczek żywieniowych i higienicznych, śpiworów – wszystkiego, co niezbędne do przetrwania. Z czasem działania powiększyły się o remont infrastruktury wodno-sanitarnej w szkołach i szpitalach, programy wsparcia finansowego, czy organizację centrów informacyjno-integracyjnych. W odpowiedzi na eskalację wojny, PAH pomnożyła jeszcze wysiłki, starając się jak najsprawniej odpowiedzieć na nowe potrzeby. Udało się dotrzeć z pomocą do prawie trzystu tysięcy osób, w samej Ukrainie powstało jedenaście projektów Polskiej Akcji Humanitarnej. Do tego w maju rozpoczęto “Misję Polska”, olbrzymią inicjatywę mającą na celu wsparcie osób uciekających przed wojną do Polski.
Szacuje się, że w nowym roku, tym, za który już za chwilę wzniesiemy sylwestrowe toasty, życząc sobie wszelkiej pomyślności, w Ukrainie pomocy będzie potrzebowało 17,6 miliona osób. Niewyobrażalna liczba, zwłaszcza biorąc pod uwagę spadek zainteresowania pomocą. Polska Akcja Humanitarna w dalszym ciągu będzie robiła wszystko, co możliwe, aby tę pomoc dostarczyć. Niestety, pozostaje właśnie kwestia tego “co możliwe” – chociaż przez ostatnie trzydzieści lat swojej działalności PAH nie raz otarła się o cudotwórstwo, sama nie udźwignie ciężaru obecnej sytuacji. Niszczyć jest przerażająco łatwo. Co innego naprawić, odbudować, wyleczyć. To zwykle wymaga czasu, wielu zasobów i nierzadko nadludzkiej wręcz siły i niezłomności.
Dlatego bardzo Was proszę, nie ustawajcie w niesieniu pomocy, kiedy potrzebna jest najbardziej. Zajrzyjcie na stronę PAH i zobaczcie, co możecie zrobić. Pomóc finansowo możecie TUTAJ. Podarujcie na Święta dobro – ono wróci. I pamiętajcie, bądźcie wytrwali.
PAH to wytrwałość.