Czas na kolejny odcinek zOrientowanych. Spodobała mi się rozmowa z Małgosią, więc kolejnym gościem na perskim dywaniku będzie jej imienniczka. “Dzisiejsza” Gosia mieszka w Polsce ze swoim marokańskim mężem – to właśnie ona udzielała mi wskazówek przed moją wielką marokańską przygodą i to dzięki niej w ogóle odwiedziłam Chefchaouen, które uważam za najpiękniejsze miasto Maroka. Na rozmowie z Gosią zależało mi szczególnie: większość kobiet w związkach mieszanych, które znam osobiście, lub o których słyszałam, nie jest zbyt silnie przywiązana do swojej religii, co być może ułatwia im związek z partnerem innego wyznania. Małgosia z kolei jest osobą bardzo silnie wierzącą, często podkreślającą swoją więź z Bogiem. Jej mąż również nie należy do “tych wyluzowanych muzułmanów”. W ich przypadku rzeczywiście można mówić o dość sporych różnicach kulturowych. A jednak zdecydowali się być razem i najwyraźniej taki związek jest możliwy!
Maja Klemp (MK): Dobra, zacznijmy od łatwego pytania na rozbieg, później nie licz na taryfę ulgową 😉 Na moim blogu pojawiły się właśnie wspomnienia z mojej podróży do Maroka. Ty znasz ten kraj o wiele lepiej, co więcej, to Ty mi doradzałaś, co powinnam tam zwiedzić. Jakie jest Twoje ulubione miasto (lub konkretne miejsce) w tym kraju?
Małgośka A. (MA): To pytanie wcale nie jest najprostsze! 😀 Myślę, że ulubione miejsce zależy od wspomnień jakie z nim wiążemy. Dla mnie będzie to skrawek pustyni koło miasta Zagora/Zaghura. To właśnie w tym miejscu widziałam najpiękniejsze niebo nocą z niezliczoną ilością gwiazd oraz niezapomniany wschód słońca znad wydmy.
MK: Nie miało być najprostsze. Miało być na rozbieg. 😀 A co w Maroku w ogóle lubisz najbardziej? Wschody słońca nad pustynią, sok pomarańczowy, tajine, moda, ludzie, język, miejsca, zapach kwiatów pomarańczy – jednym słowem cokolwiek Ci przychodzi do głowy!
MA: To pytanie jest już dużo łatwiejsze. W pierwszej chwili na myśl przychodzą mi soki świeżo wyciskane na ulicy oraz koktajle z owoców. Zawsze kiedy wracam do Maroka swoje kroki kieruję do miejsca, gdzie można znaleźć sok z trzciny cukrowej z odrobiną cytryny oraz koktajl z awokado. 🙂 Co najlepsze, wszystko w niewygórowanej cenie!
MK: Mam wrażenie, że odkąd Cię poznałam, ciągnęło Cię do krajów arabskich, najpierw Algieria, później Maroko. Pozornie może to być wręcz zaskakujące, bo jesteś bardzo wierząca i silnie związana z polską tradycją katolicką, prawda?
MA: Tak, jestem praktykującą katoliczką. Moja wiara jest dla mnie bardzo ważna i to dzięki temu fundamentowi nie były mi straszne eskapady do krajów arabskich, w tym nawet samotny wyjazd do Algierii. W Bogu mam zawsze oparcie i dzięki Niemu wierzę w dobroć napotykanych ludzi.
MK: No dobrze, ale właściwie to skąd to zainteresowanie krajami arabskimi i ich kulturą?
MA: Myślę, że zaczęło się od fascynacji tańcem raks sharqi (niefortunna polska nazwa – taniec brzucha) w okresie nastoletnim. Późniejszy, kilkumiesięczny wyjazd do Portugalii sprawił, że po raz pierwszy miałam styczność z osobami z kręgu kultury arabskiej. Osobami gościnnymi i sympatycznymi. Wtedy też, również po raz pierwszy, zaczęłam się zastanawiać nad wyjazdem do pobliskiego Maroka (z portugalskiego Faro to wcale nie jest tak daleko). Do wyjazdu co prawda nie doszło, ale pragnienie poznania tak odmiennej od naszej polskiej kultury pozostało.
MK: Uwielbiam historię Waszego poznania. Opowiesz nam ją?
MA: W dzisiejszej dobie nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Podczas wymarzonego wyjazdu do Maroka razem z kumpelą postanowiłyśmy się spotkać z moim tamtejszym kolegą oraz innymi lokalsami. Myślę, że warto dowiedzieć się od rodzimych mieszkańców, gdzie taniej zjeść, coś kupić, czy zwiedzić. Jak można się domyślić – mój przyszły mąż był jednym z lokalsów.
MK: Nie bałyście się jechać do Maroka tylko w babskim gronie?
MA: Nie. Byłam już po samotnej podróży do Algierii. Tak właściwie to według pierwotnego planu do Maroka również miałam lecieć sama. Chciałam spełnić swoje marzenie o nocy na pustyni. Okazało się, że moje koleżanki chciały dołączyć, bo same bały się podróży do kraju z arabską kulturą. Ostatecznie wybrałyśmy się we dwie, z Anią.
MK: Po jakim czasie A. Ci się oświadczył?
MA: Chyba oświadczyn jako takich nie było. Serio. Zaczęliśmy planować życie w jednym miejscu na ziemi i wtedy powstał Plan Ślub. Wiem, nie jest to historia z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Znaliśmy się wtedy rok. Jeśli chodzi o tak zwanych wizowców, o których zdążyłam się do tego czasu nasłuchać – mam kilka swoich wytycznych, którymi się kierowałam przy weryfikacji.
MK: Jak wyglądał Wasz ślub w Maroku?
MA: Pytasz o ceremonię zawarcia małżeństwa czy o imprezę ślubną? Tutaj znów mogę rozczarować, jeśli ktoś ma wybujałe wyobrażenia o egzotycznym ślubie z „arabskim księciem”. Dla nas były to prawie trzy tygodnie latania między urzędami, sądem i posterunkami policji. Łącznie z wizytą u lekarza. Sam akt małżeństwa to była forma kontraktu spisywanego w obecności świadka-tłumacza i sędziego. Taki kontrakt kilka dni później jest potwierdzany (lub nie :P). Na moją prośbę przy odbiorze gotowego aktu z biura sędziego byliśmy odświętnie ubrani. Inaczej skończyłoby się na podkoszulku i jeansach. Z papierami pod pachą podjechaliśmy z kumplami mojego już-męża na umowne piwko do restauracji, w której pierwszy raz usłyszałam “kocham Cię”. No i mamy element romantyczny. I to by było na tyle.
MK: W sumie chodziło mi też o to, czy miałaś wielkie marokańskie wesele, wiesz, z lektykami, tiarami i całym tym cyrkiem…
MA: Nie, w ogóle ja nie chciałam w tym czasie imprezy, bo akurat trwał Wielki Post. Ewentualnie mogliśmy zrobić coś bez tańców, to by było okej. Ale skończyło się jak się skończyło 😀
MK: Czy ślub z Tobą wystarczył, żeby A. mógł legalnie przeprowadzić się do Polski? Jak to wyglądało od strony formalnej?
MA: Mogę powiedzieć, że tak. Głównym powodem dla którego staraliśmy się o wizę do Polski był ślub kościelny, którego realizacja była w Maroku niemożliwa (sprawdziliśmy!). Drugim – poznanie tej części polskiej rodziny, która ze względu na wiek niekoniecznie wsiadłaby w samolot do Afryki.
Dokumentacji było bardzo dużo. Co mogę podpowiedzieć, zawsze, ale to to zawsze opłaca się napisać list intencyjny. Zarówno od strony męża jak i żony, a następnie dołączyć te listy do standardowej dokumentacji.
MK: Dużo dziewczyn zastanawia się, czy możliwe jest wzięcie ślubu kościelnego z muzułmaninem. Wiem, że istnieje taka opcja, ale powiedz, z doświadczenia, było trudno?
MA: Czy trudno? Na pewno trzeba wykazać się dużą dozą cierpliwości i spotkać na swojej drodze życzliwego proboszcza. Ważne też, żeby małżonek podszedł do sprawy ze zrozumieniem i tolerancją (będzie go czekał niezły wywiad i deklaracje do podpisania). Bez tego ani rusz. I najlepszy ksiądz nie pomoże.
MK: Wywiad… o co na przykład pytają?
MA: O zdrowie psychiczne, o możność/niemożność posiadania dzieci, jeśli taka jest znana, o nałogi, o dobrowolność wyrażenia zgody na ślub itp. Te pytania oczywiście dotyczą obu stron. A jeśli chodzi o narzeczonego innej wiary niż katolicka, to pytają również, czy kandydat na męża nie będzie małżonce przeszkadzał w wyznawaniu i praktykowaniu przez nią wiary oraz przekazywaniu jej ich przyszłym dzieciom.
MK: Wspomniałyśmy wcześniej, że jesteś mocno wierząca. Większość dziewczyn, które są w związkach z przedstawicielem innej religii, nawet jeśli są wierzące, nie są mocno praktykujące. Czy przez to jest Wam ciężej pogodzić tzw. “różnice kulturowe”?
MA: Pewnie, że jest nam ciężej. Każde z nas inaczej się modli i obchodzi inne święta religijne. Staramy się nie przeszkadzać w celebrowaniu swoich uroczystości a raczej towarzyszyć drugiej osobie na przykład wspólnie jedząc świąteczny posiłek lub pomagając w przygotowaniach. Schody zaczynają się przy narodzinach dziecka…
MK: Gdybyś miała ocenić – które z Was jest bardziej konserwatywne?
MA: Myślę, że to mój mąż jest mniej elastyczny i bardziej radykalny. Oczywiście wynika to w dużej mierze z kultury, w której się wychował, ale pewnie i z jego charakteru.
MK: O co najczęściej się kłócicie?
MA: Punktem zapalnym są tematy związane z religią (oboje mocno wierzący :)) oraz obyczajowe. Ot, na przykład kwestia ubioru (raczej chodzi o mnie) czy sposobu spędzania czasu. Nie ma co się czarować, aktywności czy role kobiet i mężczyzn w Maroku różnią się od tych w Polsce. Głównie widać to dopiero ślubie. W stanie wolnym czy nawet jako tak zwana para, młodzi ludzie w Maroku obecnie naśladują zachodni styl bycia. Oczywiście na ile się da.
MK: Powiedz mi jeszcze, jak A. odnajduje się w Polsce? Z jakimi problemami zmaga się najbardziej?
MA: Akurat myślę, że mojemu mężowi całkiem dobrze udało się odnaleźć w naszej polskiej kulturze. Na co dzień nie spotyka się z większymi problemami. No, może poza dostępnością do mięsa halal oraz czasami, nieprzyjemnymi komentarzami (stety, niestety, nasz znany w świecie polski brak tolerancji dla inności wypływa na wierzch).
MK: Planujecie kiedyś zamieszkać poza Polską?
MA: Może kiedyś. W obecnej sytuacji nie snujemy planów wyjazdowych.
MK: Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się na tę rozmowę. Jestem pewna, że wielu osobom bardzo ona pomoże, a innym rozjaśni w głowie.
Pytania do Gośki możecie zadawać w komentarzach, mam nadzieję, że odpowie! Ja przygotowuję dla Was kolejne wywiady ze zOrientowanymi, a już w środę w Miłosnej Globalizacji początek mojej własnej historii miłosnej. Do zobaczenia!
„Rozjaśni w głowie” – no właśnie, a tego tak bardzo potrzeba! Super rozmowa! I po raz kolejny się okazuje, że jak się chce, to się da. Nawet wziąć ślub kościelny z muzułmaninem. Ba! Nie tylko wziąć ślub, ale żyć i wyznać inne religie.
A umowne piwko po wszystkim jakoś mnie strasznie urzekło! 😉
Umowne piwko po wszystkim jest bardzo w stylu Gośki 😀 Myślę, że historia Gosi doskonale pokazuje, że może nie u wszystkich jest tak łatwo, jak np. u mnie, czasami różnice kulturowe i religijne są faktycznie mocno odczuwalne, ale nie stanowią problemu nie do przeskoczenia. Wszystko jest kwestią chęci i zaangażowania w pracę nad relacją.
„Rozjaśni w głowie” – no właśnie, a tego tak bardzo potrzeba! Super rozmowa! I po raz kolejny się okazuje, że jak się chce, to się da. Nawet wziąć ślub kościelny z muzułmaninem. Ba! Nie tylko wziąć ślub, ale żyć i wyznać inne religie.
A umowne piwko po wszystkim jakoś mnie strasznie urzekło! 😉
Umowne piwko po wszystkim jest bardzo w stylu Gośki 😀 Myślę, że historia Gosi doskonale pokazuje, że może nie u wszystkich jest tak łatwo, jak np. u mnie, czasami różnice kulturowe i religijne są faktycznie mocno odczuwalne, ale nie stanowią problemu nie do przeskoczenia. Wszystko jest kwestią chęci i zaangażowania w pracę nad relacją.
Super historia.
Mój znajomy z Tunezji, muzułmanin, wziął ślub z Polką.
Był ramadan, wchodził pod stół, pił wódkę i jadł bigos, bo Allah nie widzi.
Autentyczne.
Zresztą byłam też w Iranie i widziałam nie takie rzeczy.
Czasami mam wrażenie,że religia ogłupia ludzi, z całym szacunkiem.
Super wywiad!
😀 A ja myślałam, że wystarczy zasłony zaciągnąć i wtedy już nie trzeba pod stół wchodzić… Też uważam, że religia to „opium dla mas”. Wiara jest czasami w życiu potrzebna, ale wselkie zorganizowane religie bardziej dzielą, niż łączą.
Super historia.
Mój znajomy z Tunezji, muzułmanin, wziął ślub z Polką.
Był ramadan, wchodził pod stół, pił wódkę i jadł bigos, bo Allah nie widzi.
Autentyczne.
Zresztą byłam też w Iranie i widziałam nie takie rzeczy.
Czasami mam wrażenie,że religia ogłupia ludzi, z całym szacunkiem.
Super wywiad!
😀 A ja myślałam, że wystarczy zasłony zaciągnąć i wtedy już nie trzeba pod stół wchodzić… Też uważam, że religia to „opium dla mas”. Wiara jest czasami w życiu potrzebna, ale wselkie zorganizowane religie bardziej dzielą, niż łączą.